Zdjęcia wydarte rodzinie
Treść
"Gazeta Polska Codziennie" i "Gazeta Polska" publikują wbrew woli rodziny Wojciecha Seweryna zdjęcia, jakie znany rzeźbiarz - autor pomnika smoleńskiego w Chicago, zrobił przed startem tupolewa i w trakcie lotu. Jedno z nich jest ostatnią fotografią prezydenta Lecha Kaczyńskiego
- Nikomu nie dawałam zgody na publikację zdjęć, które zrobił mój ojciec, tym bardziej że nie było zgody prokuratury na ich upowszechnienie. Chciałam - oczywiście po uzyskaniu tej zgody i rozmowie z panem premierem Jarosławem Kaczyńskim, bo zdjęcie pokazuje jego brata - opublikować je najpierw w Stanach Zjednoczonych - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Anna Seweryn-Wójtowicz, córka Wojciecha Seweryna. Pani Anna jest bardzo urażona i zszokowana faktem publikacji zdjęć ojca. Mówi wprost: zostałam zdradzona i okradziona. Miała nadzieję, że 10 czerwca, podczas comiesięcznej uroczystości smoleńskiej uda jej się pokazać ludziom w kościele dużą odbitkę zdjęcia, na którym widać prezydenta Lecha Kaczyńskiego przechodzącego między fotelami w tupolewie. Chciała tym gestem uczcić w szczególny sposób jednocześnie dwie osoby: właśnie Lecha Kaczyńskiego i swojego ojca. Miał jej w tym pomóc Dariusz Olszewski, członek Klubu "Gazety Polskiej" Chicago 2. Olszewski miał jej również pomóc w dotarciu do mediów amerykańskich, by tam - wcześniej przed publikacją w Polsce - nagłośnić temat. - Były daleko idące plany względem tego zdjęcia i wykorzystania go w pożytecznym celu dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy i uhonorowania zmarłego. Pierwszy kierunek był taki, że poszukiwaliśmy kontaktu z poczytnymi pismami. Po pierwsze, musielibyśmy uzyskać zgodę prokuratury, bo upublicznienie tego zdjęcia bez niej jest przestępstwem - tłumaczy mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik prawny Anny Seweryn-Wójtowicz. Kownacki zaznacza, że nie można upubliczniać takiego materiału, bo jest objęty tajemnicą śledztwa. Potwierdza to w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" prok. płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnego Prokuratora Wojskowego. - Faktycznie pan prokurator ppłk Karol Kopczyk, który prowadzi śledztwo, informował pana mecenasa Kownackiego o tym, żeby nie publikować tych zdjęć, które otrzymał - mówi płk Rzepa. Na pytanie, czy i jakie konsekwencje dla rodzin i ich pełnomocników będzie miała publikacja fotografii, wskazuje, że o tym zdecydują prokuratorzy referenci śledztwa smoleńskiego.
Nie tylko news
Mecenas Kownacki podkreśla, że choć ostatnie zdjęcie prezydenta zapewne jest bardzo atrakcyjnym dziennikarsko materiałem, to jednak przepisy prawa mówią wyraźnie, że ktoś, kto ma tytuł prawny do danego zdjęcia, ma też prawo wyrazić zgodę lub jej nie wyrazić na publikację. A pani Seweryn-Wójtowicz takowej nie dała ani nie przekazała zdjęć ojca. - Wczoraj rano odebrałam telefon od redaktora naczelnego "Gazety Polskiej" pana Tomasza Sakiewicza, z którym nigdy wcześniej nie rozmawiałam. Powiedział, że wie od pana Olszewskiego, że jestem w posiadaniu takich zdjęć i potrzebuje mojej zgody na ich opublikowanie w środę. Dodał, że muszę się szybko zdecydować, bo ma tylko kilka godzin na oddanie zdjęcia do druku - relacjonuje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" córka Wojciecha Seweryna. Jak przyznaje, była przekonana, że Sakiewicz dowiedział się tylko, że ma zdjęcia wykonane przez ojca, ale fizycznie nimi nie dysponuje. Okazało się jednak, że była w błędzie. Przekazał je wcześniej Dariusz Olszewski, który nie miał zgody Anny Seweryn-Wójtowicz na wysyłanie ich komukolwiek. - Mówię: "Chwileczkę. Jakim prawem pan Olszewski mógł bez mojej zgody panu je przesłać?". Powiedziałam panu Sakiewiczowi, że prokuratura nie wyraziła oficjalnie zgody na publikację tego zdjęcia i bez niej, a także zgody mojej rodziny, pełnomocnika i premiera Kaczyńskiego, nie dam zgody na publikację - relacjonuje Seweryn-Wójtowicz. Redaktor naczelny "Gazety Polskiej" jednak nie odpuszczał. Tego dnia dzwonił do Chicago wielokrotnie. Naciskał też sam Olszewski, by wyraziła zgodę na publikację zdjęć ojca w "Gazecie Polskiej". - Pan Olszewski mówił, że to musi iść w środę w "Gazecie Polskiej", bo już wszystkie brukowce mają to zdjęcie, opublikują je i nie będzie miało wartości. Z kolei pan Sakiewicz przysłał mi link do tekstu w "Newsweeku", żeby mi udowodnić, że to, co Olszewski mówi, jest prawdą. Ale przy tym tekście nie było zdjęcia ojca, tylko sucha informacja, że prokuratura takowe posiada - dziwi się córka Seweryna. W końcu, gdy Sakiewicz zadzwonił po raz dziesiąty, natarczywie domagając się zgody na publikację, kategorycznie odmówiła, bo - jak mu powiedziała - najpierw sama chce przez grzeczność zapytać o to Jarosława Kaczyńskiego. Sakiewicz powiedział, że to zbyteczne, bo bardzo dobrze zna prezesa PiS i sam go o to poprosi. Mimo że Anna Seweryn-Wójtowicz tłumaczyła, że nie chce, by to on pytał Jarosława Kaczyńskiego o pozwolenie, i że sama chce z nim porozmawiać, Sakiewicz poinformował ją, że już taką zgodę uzyskał. - Zdenerwowana powiedziałam mu, że to zdjęcie, gdybym tylko chciała, mogłabym sprzedać do jakiejś gazety brukowej i zarobić na tym krocie. Ale nigdy bym sobie na to nie pozwoliła - mówi pani Anna. - Zachowujecie się całkiem jak taki brukowiec, dla was liczy się tylko sensacja - usłyszał jeszcze gorzkie słowa pod swoim adresem Sakiewicz.
Pocięty wywiad
"Nasz Dziennik" zwrócił się wczoraj do redaktora naczelnego "Gazety Polskiej" z pytaniem, dlaczego zdecydował się na publikację zdjęć wbrew woli rodziny. - To nieprawda. Mamy zgodę najbliższej rodziny. Tylko tyle w tej sprawie mogę powiedzieć, ponieważ jest to tajemnica dziennikarska - odpowiedział, zaznaczając, że bez zgody zainteresowanych publikacja zdjęcia nie miałaby miejsca. Prawda wygląda jednak inaczej. Anna Seweryn-Wójtowicz opowiada, że gdy dowiedziała się, iż premier Kaczyński zgodził się na publikację zdjęcia z bratem, uznała, że nie chce prowadzić do sporu. - Powiedziałam: trudno, nie będę wchodziła w żaden konflikt z panem premierem. Ale ta zgoda była na mnie wymuszana. Zadzwoniła jednak później dziennikarka Dorota Kania z "Gazety Polskiej", żebym autoryzowała jej tekst, który też zostanie opublikowany. Był napisany w żenujący sposób, pourywane jakieś zdania z wywiadu mamy sprzed półtora roku. Gdy go z mamą przeczytałyśmy, powiedziałam dziennikarce, że absolutnie nie wyrażam zgody na publikację zdjęcia i wypowiedzi moich i mamy. I że się pod tym nie podpiszę. Nie zgadzam się też na używanie mojego nazwiska i nazwiska mojej mamy - mówi wzburzona.
Miało być inaczej
- Poprzez publikację zdjęcia z prezydentem Lechem Kaczyńskim w Stanach Zjednoczonych chcieliśmy upublicznić na arenie międzynarodowej sprawę katastrofy smoleńskiej. Nawiązaliśmy już kontakt z kilkoma z ważniejszych gazet w Stanach Zjednoczonych. Za to, że damy jednej z nich prawo do publikacji tego zdjęcia, chcieliśmy uzyskać artykuł o katastrofie smoleńskiej, o wszelkich wątpliwościach, które są, oraz odkłamać to, co zrobił rosyjski MAK - tłumaczy mec. Bartosz Kownacki. Adwokat zaznacza, że artykuł o Smoleńsku w takich gazetach, jak "The Times" czy "Wall Street Journal", które mają dostęp do szerokiej opinii społecznej, miałby nieoceniony wydźwięk, szczególnie po artykułach, jakie pojawiły się w prasie zachodniej po publikacji raportu MAK. - Chcieliśmy wywołać po nim dyskusję publiczną, która być może w dalszej perspektywie doprowadziłaby do powołania komisji międzynarodowej, co jest dziś bardzo trudne. Także ponieważ mamy okres wyborczy w Stanach Zjednoczonych, liczyliśmy, że dzięki nagłośnieniu sprawy uda się nam uzyskać od kandydata republikanów Mitta Romneya oświadczenie, że zainteresuje się sprawą, bo przecież prezydent Obama nie zrobił nic - mówi Kownacki. Choć Anna Wójtowicz wielokrotnie wysyłała listy do Baracka Obamy, by pomógł umiędzynarodowić dochodzenie smoleńskie, prezydent w ogóle się do nich nie ustosunkował.
Listy do Obamy
- Wysyłaliśmy listy do prezydenta Obamy, rodzina Wojciecha Seweryna prosiła, żeby tą sprawą się zajął, w żaden sposób nie odniósł się do tego. Upublicznienie tego zdjęcia w prasie polskiej w takim momencie przerywa wszystkie nasze starania. Nie ma teraz już szans na zainteresowanie tym w Stanach kogokolwiek - podkreśla Kownacki. Córka Wojciecha Seweryna zaznacza z kolei, że zależało jej bardzo na publikacji zdjęcia razem z tekstem, w którym przywołana zostałaby sylwetka jej ojca i podkreślone zasługi dla Polonii i sprawy katyńskiej. - Nie chcieliśmy, by pojawiła się publikacja oparta na suchej sensacji, bez szacunku dla osoby zmarłego i jego rodziny - mówi ze smutkiem. Czy publikacja zaszkodzi postępowaniu? Prokuratura może uznać, że w związku z kolejnymi przeciekami nie będzie udostępniać akt pełnomocnikom rodzin. - Cały czas staramy się o to, żeby prokuratura udostępniała nam akta do domu, żebyśmy mogli uzyskać kserokopie akt. To by znakomicie ułatwiło nam pracę, pozwoliło pokazać to osobom, które są specjalistami w danej dziedzinie. Teraz znowu stajemy się niewiarygodni dla prokuratury, która może wykorzystać to jako pretekst, by tych akt nam nie udostępnić - puentuje mecenas.
Kownacki wystosował wczoraj oficjalne pismo do redaktora naczelnego "Gazety Polskiej" Tomasza Sakiewicza wzywające do zaniechania publikacji zdjęcia autorstwa Wojciecha Seweryna. "Rodzina nie przekazywała ww. zdjęcia redakcji "Gazety Polskiej", jak również nie wyraża zgody na jego publikację. Nadmieniam również, że powyższy materiał objęty jest tajemnicą śledztwa. W związku z powyższym, prosząc o uszanowanie dla uczuć i woli rodziny zmarłego śp. Wojciecha Seweryna oraz poszanowanie obowiązujących przepisów prawa, żądam, aby "Gazeta Polska" nie publikowała ww. zdjęcia" - napisał Kownacki. W piśmie zaznaczył również, że "Gazeta Polska Codziennie", która 5 czerwca br. opublikowała inne zdjęcie Seweryna z płyty lotniska, na którym widać, jak poszczególne osoby wsiadają do tupolewa, również nie miała na to zgody rodziny Wojciecha Seweryna.
Piotr Czartoryski-Sziler
Nasz Dziennik Środa-Czwartek, 6-7 czerwca 2012, Nr 131 (4366)
Autor: au