To nie chłopi
Treść
Piotr Falkowski
Burmistrz warszawskiej dzielnicy Ursynów Piotr Guział po podróży do Smoleńska przywiózł rzeczy należące do ofiar katastrofy polskiego samolotu oraz części maszyny. Według niego, Rosjanie mieszkający w pobliżu miejsca tragedii znosili do swoich domów i stodół strzępy ubrań należące do Polaków i szczątki Tu-154M. W tym słabo zabezpieczonym miejscu na długo po wypadku można było znaleźć fragmenty rzeczy naszych rodaków, dokumenty, części biżuterii, ubrań.
"Fragmenty polskiego prezydenckiego samolotu są także w rękach rosyjskich chłopów! Rosyjscy chłopi kradli je, bo mogły się przydać. Kradli, żeby mieć na jakąś upiorną pamiątkę, którą - kto wie - może uda się po latach korzystnie sprzedać jakiemuś Polaczkowi" - pisze wczorajszy "Super Express", który poinformował o odkryciu burmistrza Guziała.
Informacja o złym zabezpieczeniu terenu i możliwych grabieżach jest bardzo prawdopodobna. Nic więc dziwnego, że zainteresowała Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie. Sami Rosjanie zatrzymali grupę żołnierzy służby zasadniczej, którzy okradli ciało ministra Andrzeja Przewoźnika i wkrótce mają stanąć przed sądem.
Problem w tym, że w pobliżu miejsca katastrofy nie mieszkają chłopi. Okolice to tereny mieszkalno-przemysłowe. W odległości kilku kilometrów nie ma żadnego pola uprawnego ani pastwiska, są natomiast garaże i dacze mieszkańców Smoleńska. Kilkaset metrów od terenu zabezpieczonego po katastrofie przez rosyjskie służby jest osiedle wieżowców wybudowane dla robotników fabryki podzespołów do samochodów, która sąsiaduje z lotniskiem. A więc "okoliczni mieszkańcy" to nie jacyś kołchoźnicy, tylko mieszkańcy ponad 300-tysięcznego miasta z 10 wyższymi uczelniami, kilkoma teatrami i mnóstwem innych instytucji kulturalnych.
Niestety, poniżający proceder, którego świadkiem był burmistrz Ursynowa, bynajmniej nie jest ewenementem. Całość rosyjskiego społeczeństwa przeżarta jest różnymi patologiami, z czego nawet władza zaczyna zdawać sobie sprawę i szuka sposobów walki z problemami przestępczości, nieuczciwości, bezradności, nałogów i szeregiem innych. Nie ma co poszukiwać ich tylko na społecznych nizinach. W Smoleńsku we wrześniu ubiegłego roku aresztowano szefa miejskiej administracji Konstantina Łazariewa, jego zastępcę oraz innego urzędnika z powodu łapówkarstwa i oszustw. Władze centralnego okręgu federalnego uznały administrację Smoleńska za niezdolną do wykonywania swoich obowiązków i miasto zostało wzięte w zarząd komisaryczny. W lutym 2010 roku z powodu tych samych zarzutów poszedł do więzienia mer Eduard Kaczanowski. Nie bez powodu o rządzącej Jednej Rosji mówi się jako o "partii oszustów i złodziei". A więc jak zwykle - przykład idzie z góry. Nie tylko w Rosji.
Nasz Dziennik Środa, 14 marca 2012, Nr 62 (4297)
Autor: au