Strzał w skroń
Treść
Strzał z przyłożenia broni w skroń miał być przyczyną śmierci Sławomira Petelickiego. Zmarły nie pozostawił żadnego listu pożegnalnego
Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która prowadzi śledztwo w sprawie śmierci gen. Sławomira Petelickiego, poinformowała, że były szef GROM zginął w wyniku rany postrzałowej głowy. Taki jest oficjalny, ale wstępny wynik sekcji zwłok. Wyniki badań toksykologicznych znane będą za kilka tygodni. Wtedy też znana będzie całościowa opinia z sekcji. Prokuratura sprawdza, czy ktoś nie nakłaniał zmarłego do popełnienia samobójstwa. Na razie sekcja zwłok nie wykazała śladów wskazujących na "udział osób trzecich". Jak poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura, potwierdzono postrzał głowy. Tłumaczył, że jest to rana wlotowa i wylotowa, nie stwierdzono żadnych innych obrażeń ciała. Co więcej, zdaniem biegłych rana miała powstać w wyniku przyłożenia pistoletu w skroń. To ciekawa informacja. Pierwsze doniesienia mówiły o tym, że Petelicki miał mieć obrażenia wskazujące na co najmniej dwa strzały. "Gazeta Wyborcza", powołując się na policjanta obecnego na miejscu zdarzenia, pisała o strzale w usta. - Przy denacie ani w jego domu nie znaleziono żadnego listu pożegnalnego. Zabezpieczono nagrania z monitoringu. Trwają przesłuchania świadków, w tym osób najbliższych - poinformował rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej.
Co wiedział Petelicki?
Wczoraj głos w sprawie śmierci Petelickiego zabrał Gromosław Czempiński, jego bardzo bliski znajomy, były funkcjonariusz wywiadu PRL i szef Urzędu Ochrony Państwa. - Musiało coś takiego nastąpić w sobotę, że pod wpływem myśli, które go wtedy dopadły, miał chwilę słabości i targnął się na swoje życie - stwierdził na antenie Radia Zet, przyjmując oficjalną wersję o samobójstwie słynnego twórcy wojskowej jednostki specjalnej GROM. Czempiński ponadto zbagatelizował fakt, że Petelicki był osobą posiadającą dużą wiedzę o politykach, kulisach życia gospodarczego, licznych prywatyzacji oraz o tym, co się działo i dzieje w Siłach Zbrojnych. Zdaniem wielu komentatorów, to właśnie ona może być przyczyną jego śmierci. Jednak według Czempińskiego "Petelicki nie miał szczególnej wiedzy, która mogłaby sprawić, że ktoś chciałby go zamordować". - Sławek miał dużą wiedzę, ale z wywiadu odszedł bardzo dawno. Potem poznawał struktury i funkcjonowanie Ministerstwa Obrony Narodowej, ale również nie sądzę, żeby wiedza, którą stamtąd wyciągnął, mogła być zagrożeniem dla jego życia - ocenił Czempiński. Przyznał jednak, że dla potencjalnego mordercy konfrontacja z Petelickim mogłaby skończyć się źle. - Żeby go zaskoczyć i zabić, to musiałaby być zasadzka, strzał z daleka. Był świetnie wyszkolonym oficerem, był wysportowany i był człowiekiem o instynkcie zabójcy, czyli wyczulonym na to, że ktoś go może zaatakować, i zawsze przygotowanym na odparcie ataku. Nie wyobrażam sobie, że pojedynczy człowiek mógłby sobie dać z nim radę - stwierdził były szef UOP.
Towarzyska izolacja
Czempiński powiedział, że krytyczne opinie Petelickiego na temat odpowiedzialności rządu Tuska za katastrofę smoleńską, a także oddanie badań nad katastrofą Rosji spowodowały jego towarzyską izolację. - Mówił o tym, że wiele instytucji nie spełniło swoich oczekiwań, no przede wszystkim konstytucyjnych obowiązków, w tym między innymi oskarżał MON, oskarżał BOR i oskarżał poszczególnych szefów resortów za to, w jaki sposób ta wizyta była przygotowana, to jest jak gdyby jeden, a potem w jaki sposób, jak szybko Polska zgodziła się na to, aby oddać śledztwo Rosjanom. Uległ także niestety teorii, którą głosiło PiS, że to był zamach, czyli mimo że na początku mówił, że do katastrofy doprowadziły błędy w przygotowaniach wizyty, to potem raczej zaczął dryfować w stronę zamachu - relacjonował Czempiński. Co jednak istotne, Petelicki nie wierzył w zamach, krytykował natomiast ministra obrony Bogdana Klicha oraz zarzucał rządowi oddanie śledztwa Rosji, a także niezwrócenie się o pomoc do NATO i amerykańskich sojuszników. Co najważniejsze, ujawnił również SMS-a, który powstał w kręgach rządowych chwilę po katastrofie. Petelicki wskazywał wtedy na premiera Donalda Tuska, rzecznika rządu Pawła Grasia oraz szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego. Politycy mieli wskazywać na błąd pilotów oraz insynuować naciski na podjęcie takich decyzji.
Pod koniec listopada 2011 r. na polecenie katowickiej prokuratury apelacyjnej Czempiński został zatrzymany pod zarzutem korupcji i prania brudnych pieniędzy pochodzących z łapówek. Sprawa wiąże się z prywatyzacją PLL LOT i warszawskiego STOEN. Czempiński usłyszał zarzut przyjęcia, wspólnie i w porozumieniu z innymi podejrzanymi, kwoty 1,4 mln euro. Oprócz tego zarzucono mu nielegalne posiadanie broni. Od tego momentu Petelicki, tak aktywny w krytyce rządu, m.in. w sprawie katastrofy smoleńskiej, zamilkł i od jesieni ubiegłego roku nie komentował życia politycznego w Polsce. Co więcej, kilka dni temu pod zarzutem korupcji przy prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej prokuratura zatrzymała Jana W., byłego prezesa Kulczyk Holding i byłego szefa rady nadzorczej PKN Orlen, oraz Wojciecha J., byłego wiceprezesa Kulczyk Holding. Śledczy zarzucili im niegospodarność oraz przyjęcie prawie 1 mln zł łapówki przy prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej. Sprzedaż krajowego operatora miała miejsce w czasie rządów premiera Jerzego Buzka francuskiemu państwowemu operatorowi France Telecom.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik Środa, 20 czerwca 2012, Nr 142 (4377)
Autor: au