Sto dni, a gdzie cztery lata?
Treść
Losz Krzysztof
Festiwal pod hasłem "przegląd ministerstw" właśnie dobiega końca. Nie służył on niczemu innemu jak uspokojeniu atmosfery wokół rządu Donalda Tuska, który zbiera bardzo kiepskie oceny od Polaków. Premier liczył, że dzięki tej PR-owskiej sztuczce nieco poprawi swój obraz, ponieważ pokaże się jako "srogi pan", który przywołuje słabych ministrów do porządku, dyscyplinuje ich - w iście putinowskim stylu. Większość mediów w ten scenariusz się włączyła, relacjonując codziennie spotkania Tuska z kolejnymi ministrami. Oczywiście od tych spotkań nie poprawi się nagle sytuacja polskiej ochrony zdrowia, naszych finansów publicznych, edukacji, transportu. Bo i nie o to Tuskowi chodziło.
Na pewno jednak jeden cel premier osiągnął: dyskutowano o stu dniach jego rządu - to prawda, że wyjątkowo kiepskich - podczas gdy debata powinna dotyczyć tak naprawdę najpierw czterech lat sprawowania władzy przez Donalda Tuska w poprzedniej kadencji. Błędy popełnione przez sto dni łatwo jest zrzucić na karb "docierania się" ministrów, podczas gdy te problemy to po prostu skutek działań szefa rządu i jego ministrów od jesieni 2007 r., a nie tylko od jesieni 2011 roku. Premierowi sprytnie udało się uniknąć trudnych pytań o cały ten okres, bo największe media zwróciły uwagę Polaków głównie na nowych ludzi w rządzie: minister sportu Joannę Muchę i szefa resortu zdrowia Bartosza Arłukowicza. To prawda, że oboje spisują się miernie, ale na ile wynika to z ich nieudolności, a na ile z tego, co odziedziczyli po tych, którzy zasiadali w poprzednim rządzie? Na temat tych poprzedników Tusk milczy. A szkoda, bo powinien uczciwie powiedzieć, w jakim stanie każdy nowy minister zastał swój resort i jak sobie z tymi wszystkimi problemami radzi.
Premierowi wygodnie jest recenzować sto dni swojego drugiego rządu, bo nie musi się tłumaczyć, dlaczego za jednego z najlepszych ministrów wciąż uważa Jacka Rostowskiego, którego kreatywna księgowość spowodowała wzrost zadłużenia kraju o ponad 300 mld zł - takiego wyniku nie osiągnął żaden z ministrów finansów po 1989 roku. Tak samo jak nie musi tłumaczyć się z "osiągnięć" w dziedzinie polityki zagranicznej ministra Radosława Sikorskiego.
Premier chce się teraz kreować na "reformatora", ale ciekawy to przykład reformatora, który najpierw cztery lata zmarnował, pierwsze sto dni drugiej kadencji zresztą też, a teraz obiecuje, że odtąd będzie lepiej. W to jednak mało kto już wierzy, bo Polacy przejrzeli grę premiera Tuska.
Nasz Dziennik Wtorek, 28 lutego 2012, Nr 49 (4284)
Autor: au