Przypadki lepsze i gorsze
Treść
Co skłoniło generała Petelickiego do samobójstwa i czy na pewno je popełnił? Nad tym zastanawia się wielu dziennikarzy, komentatorów, polityków, ale także inni ludzie. To śmierć zagadkowa i kolejna w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie tylko ze względu na okoliczności (strzał w głowę na podziemnym parkingu, bez listu pożegnalnego), ale przede wszystkim ze względu na osobę.
Z pomocą w wyjaśnieniu zagadki przychodzi nam od kilku dni "Gazeta Wyborcza", podpowiadając swoim czytelnikom obowiązujący przekaz w sprawie śmierci generała. Na jej stronach internetowych już dzień po zgonie można było przeczytać opinie anonimowych świadków, jakoby generał miał problemy osobiste. A nawet kłopoty z alkoholem. Po tygodniu przekaz ten wzmocniono. "Przyjaciele zgodnie mówili o problemach osobistych, zastrzegając, by nawet powołując się na anonimowe źródła, nie podawać szczegółów. Uszanowaliśmy to" - obwieściła "Gazeta" dokładnie kilka dni po tym, jak przekonywano czytelników, że zmarły mógł być po prostu alkoholikiem z problemami małżeńskimi. Kolejny anonim donosi: "Mówiłem: przestań, pomyśl, zanim coś powiesz w mediach, skonsultuj się ze mną. Byłem zszokowany, gdy zobaczyłem go w Telewizji Trwam, gdzie krytykował rząd w sprawie katastrofy smoleńskiej". "Widać, że czuł się pominięty. Po tych występach smoleńskich przestano go zapraszać" - dodaje. Co ważne, znowu przyznano otwarcie, że krytyczne oceny rządu Tuska, oskarżanie go o zdradę po katastrofie smoleńskiej spowodowały zwolnienie go z pracy. Wywołały problemy finansowe, odcięcie od możliwości pośrednictwa i konsultingu np. przy zakupach broni przez MON. Taka jest współczesna Polska.
Jak się okazuje, śmierć wieloletniego oficera wywiadu, komandosa i twórcy elitarnej jednostki specjalnej może być jednak banalnie prosta. Zwariował, załamał się, bo przestano go lubić. Podobnie jak w PRL śmierć pijanego Stanisława Pyjasa, który spadł ze schodów, pijanego ks. Sylwestra Zycha, zaczadzonego ks. Stanisława Suchowolca czy ks. Stefana Niedzielaka, który miał po prostu spaść ze stołka i skręcić sobie kark. Nie można przy tym pominąć katastrofy rządowego tupolewa w Smoleńsku. Przecież to rzekomo głupota, brak doświadczenia pilotów, arogancja prezydenta i dowódcy Sił Powietrznych okazały się tragiczne w skutkach. A to, że akurat Petelicki ujawnił treść SMS-a, który mieli rozsyłać sobie przedstawiciele rządu zaraz po katastrofie, wskazując na winę pilotów i naciski, nie ma oczywiście nic do rzeczy. Podobnie jak fakt, że w tej samej "Gazecie" dokładnie taka narracja była eksploatowana do granic śmieszności. Teraz już sam nie wiem, która wersja obowiązuje: czy ta z raportu MAK, czy komisji Millera?
Na tym tle tylko śmierć Barbary Blidy okazuje się skomplikowanym kryminałem z politycznym spiskiem zasługującym na wyroki najwyższych trybunałów. Tylko w tym przypadku liczyły się szczegóły. "Gazeta" już wcześniej pisała, że w śledztwie popełniono wiele błędów, które uniemożliwiają ustalenie, co się naprawdę stało po wejściu funkcjonariuszy ABW do domu Blidy. "Przypadek?" - zastanawiają się do dziś jej dziennikarze. Dlaczego tego samego pytania nie można zadać w przypadku śmierci twórcy GROM, samobójstwa Grzegorza Michniewicza czy katastrofy smoleńskiej?
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik Poniedziałek, 25 czerwca 2012, Nr 146 (4381)
Autor: au