Pod parasolem Millera
Treść
Z ppłk. rez. Tomaszem Grudzińskim, wiceszefem BOR w latach 2006-2007, rozmawia Anna Ambroziak
Co sądzi Pan o angażu Pawła Bielawnego przez Jerzego Millera?
- Abstrahuję od kwestii prawnych - uważam jednak, że jakikolwiek funkcjonariusz - nie tylko pan Bielawny, który ma prowadzoną choćby sprawę wewnętrzną w BOR - a tu są zarzuty prokuratorskie - nie powinien zajmować takiego stanowiska. Zarzut to pewien rodzaj kary, znak, że człowiek przekracza pewne granice. Społeczeństwo miało już informację o tym, jasny przekaz: temu człowiekowi postawiono zarzuty, zawieszono go w obowiązkach służbowych. Nie pozwalamy mu zatem pracować, wyjaśniamy rzetelnie całą sprawę - i tyle. I tak - uważam - należy traktować wszystkich funkcjonariuszy BOR, bez względu na to, jakie stanowisko by zajmowali.
Znamienne, że zatrudnił go były szef MSWiA, który sprawował ustawową pieczę nad BOR.
- Kiedy patrzę na to, kto kierował komisją, która wyjaśniała sprawę m.in. Biura Ochrony Rządu, to zatrudnienie pana Bielawnego przez pana Millera oceniam jako wyraz pewnej prywaty. Odbieram to jako pewne wykorzystywanie stanowiska. Wygląda na to, że zostały tu uruchomione pewne układy. W pełni podpisuję się pod tym stwierdzeniem. To jeszcze jeden dowód na degenerację naszego państwa.
Ale ta degeneracja jest widoczna już od dwóch lat...
- To prawda. Pan Bielawny to mój były kolega. Ale muszę powiedzieć, że gdybym to ja znalazł się w takiej sytuacji, to po pierwsze - współpracowałbym z organami ścigania, po drugie - starałbym się jakoś temu wszystkiemu zadośćuczynić. Ale na pewno jako człowiek honoru nie skorzystałbym z takiej propozycji. Myślę, że ci wszyscy panowie, którzy biorą w tej hucpie udział, przekroczyli wszelkie granice zwykłej ludzkiej uczciwości.
O przekraczaniu granic można tu mówić szeroko - była generalska nominacja Janickiego i prokuratora Krzysztofa Parulskiego.
- Ale jest pewną egzemplifikacją. Proszę mi powiedzieć, jak społeczeństwo samo może mieć mocny kręgosłup moralny i przestrzegać ogólnych zasad moralnych, jeśli pan Miller, który jest urzędnikiem państwowym i który powinien dbać o to, by nie było najmniejszej skazy na działaniach władzy, powołuje na swego doradcę człowieka, któremu prokuratura postawiła zarzuty! To przecież jakieś kuriozum! Ręce opadają. I tu mówimy o panu ministrze Millerze, któremu także można zarzucić pewne rzeczy związane z raportem KBWLLP. Zastanówmy się nad tym, jak w czasach II RP traktowano by tego typu działania. Porównajmy te dwie moralności polskich urzędników - tych sprzed wojny i obecnych. Jak widać, teraz za to, że przekracza się normy prawa, człowieczeństwa, otrzymuje się awanse. Dominuje kolesiostwo. Odnoszę wrażenie, że pan Miller roztacza parasol ochronny nad swoimi ludźmi. Pomijam już to, że - moim zdaniem - były minister spraw wewnętrznych nie powinien być wojewodą.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik Piątek, 13 kwietnia 2012, Nr 87 (4322)
Autor: jc