Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pierwszy mocny dowód

Treść

Z mec. Bartoszem Kownackim, pełnomocnikiem Ewy Błasik, rozmawia Anna Ambroziak

Po wczorajszej konferencji można chyba mówić o przełomie w śledztwie?
- Myślę, że można mówić wręcz o przewrocie. To, co przedstawiła wczoraj prokuratura, to fundamentalny dowód w sprawie. Pamiętamy wszyscy stenogramy strony rosyjskiej, jak również stenogramy komisji Millera, na podstawie których budowano bardzo krzywdzącą tezę o obecności gen. Błasika w kokpicie. Okazało się, że stenogramy te były nieprawdziwe. Pytanie, dlaczego były nierzetelne, czy ktoś zastosował złe techniki odczytywania nagrań, nie przesłuchiwał ich jak należy. Tego nie wiemy. Stenogram zapisów odczytanych przez Instytut Ekspertyz Sądowych z Krakowa jest dokumentem uznawanym przez prokuraturę, jest dokumentem dowodowo najbardziej wiarygodnym. To wywraca sposób patrzenia na ustalenia komisji MAK i komisji Millera. Wszystkie wcześniejsze ustalenia wymagają zatem zweryfikowania i, moim zdaniem, powinny skutkować powołaniem komisji międzynarodowej. Premier Donald Tusk już wiele miesięcy temu zapowiadał, że będzie próba odwołania się do organów międzynarodowych, które zbadałyby przyczyny katastrofy.

Czy powołanie międzynarodowej komisji jest w ogóle realne?
- Tu przechodzimy do zupełnie innej kwestii. Ze względu na zaniedbania strony rządowej, do jakich doszło w pierwszych dniach po tej tragedii, realność powołania takiej komisji jest minimalna. Błędy popełnione przez stronę polską 10 kwietnia doprowadziły do sytuacji, że nie mamy procedury powołania takiej komisji. Co prawda waga przedstawionych wczoraj przez prokuraturę dokumentów jest taka, że przy odpowiednio działającej dyplomacji można byłoby taką komisję powołać. Sądzę jednak, że strona rosyjska nie jest tym zainteresowana - a musiałaby wyrazić na to zgodę, co jednak nie zwalnia polskiego rządu z wyjaśnienia, dlaczego w ogóle doszło do tragedii i tak karygodnego sposobu jej wyjaśniania. Chciałbym przy tym podkreślić, że w tej sprawie prokuratura zachowała się w stosunku do pani Ewy Błasik przyzwoicie. Informacje, które przedstawiono na konferencji, były przekazane nam wcześniej. Nie byliśmy nimi zaskoczeni. Pewne tematy na tej konferencji wybrzmiały. Nie zapominajmy, że prokuratura to jedyna instytucja, która może zabezpieczyć materiał dowodowy. Gdyby nie zlecona przez ten organ opinia, nie wiadomo, jaki inny organ by tę ekspertyzę przeprowadził.

Jak podała wczoraj TVN, to wdowa po śp. gen. Andrzeju Błasiku, pani Ewa Błasik wymusiła na prokuraturze upublicznienie stenogramów nagrań z pokładowego rejestratora głosu...
- Nic takiego nie miało miejsca. Pani Ewa Błasik nie ma jeszcze takiej mocy, by cokolwiek na prokuraturze wymusić. To prokuratura poinformowała ją o zamiarach zwołania konferencji i upublicznienia stenogramów. Być może stąd wysnuto te nieprawdziwe wnioski.

Machina propagandowa poszła jednak w ruch. Tuż po konferencji pojawiły się komentarze, że choć żadnego głosu nie przypisano gen. Błasikowi, jednak nie świadczy to o tym, że nie było go w kabinie...
- Ten tok rozumowania jest pozbawiony zdrowego rozsądku. Nie wykluczono też, aby jakakolwiek inna osoba znajdowała się w kokpicie w chwili katastrofy. Apeluję o minimum empatii i niepiętnowanie osoby, skoro nie ma żadnych dowodów co do jej obecności w kokpicie. Skoro nie ma na to jakiegokolwiek dowodu - a na pokładzie Tu-154M było kilkadziesiąt osób, to nie mówmy, że właśnie ta konkretna osoba była w kokpicie.

Posłowie PiS żądają, aby przeproszono panią Ewę Błasik, domagają się też specjalnej międzynarodowej kampanii medialnej, która odbuduje autorytet dowódcy Sił Powietrznych.
- Przeprosiny to kwestia pewnej kultury i wrażliwości określonych osób. Było wiele osób, które takie krzywdzące opinie co do śp. gen. Andrzeja Błasika wypowiadały. Dopóki nie ma jednoznacznych dowodów w każdej sprawie, również w tej, wszyscy jesteśmy zobowiązani do powściągliwości. Pewnych rzeczy nie da się wymazać z pamięci. Informacje o tym, że gen. Błasik był w kokpicie, jako jeden z pierwszych podał rosyjski MAK. To ta instytucja w pierwszej kolejności powinna zweryfikować swoje poglądy. Natomiast rodzi się inne pytanie: dlaczego w ogóle doszło do sytuacji, w której w ogóle powstała taka wersja, w jaki sposób te nierzetelne, niewłaściwie skonstruowane opinie fonoskopijne były sporządzane? Premier Tusk powinien zażądać teraz wyjaśnień od podległych mu urzędników, którzy byli przedstawicielami przy MAK. W dalszej kolejności trzeba byłoby się zastanowić nad odpowiedzialnością służbową i karną.

Dziękuję za rozmowę.

Nasz Dziennik Wtorek, 17 stycznia 2012, Nr 13 (4248)

Autor: au