Pakt fiskalny, czyli zerwanie kurtyny
Treść
Małgorzata Goss
Po podpisaniu paktu fiskalnego na naszej scenie politycznej - tak rozgadanej na co dzień - zapadła dziwna cisza. Ani w tym dniu, ani w następnym ze strony premiera i prezydenta nie pojawił się oficjalny komentarz w sprawie skutków traktatu. Partyjni liderzy nabrali wody w usta. Wyjątkiem był szef PiS, który w miejscu stosownym do rangi wydarzenia - na Zamku Królewskim w Warszawie - ogłosił, że podpisanie paktu to demontaż Unii Europejskiej. Pakt fiskalny zwiastuje jakoby koniec Unii Europejskiej jako przestrzeni wspólnotowej (nawet pod rządami traktatu lizbońskiego), na której docierał się interes ogólnoeuropejski, a w to miejsce powstaje twór, którym de facto rządzą najsilniejsi we własnym interesie.
Niestety, trudno się z powyższą opinią zgodzić. Pakt fiskalny należy postrzegać nie jako zamach na Unię Europejską, lecz jako zerwanie kurtyny i ukazanie w jaskrawym snopie światła, czym był i jest ów projekt europejski. Docelowy kształt integracji europejskiej wyłaniał się z kolejnych traktatów europejskich, od Maastricht aż po Lizbonę, ale dopiero narzucenie krajom europejskim paktu fiskalnego przez Niemcy stało się kropką nad "i", po której już nic wyjaśniać nie trzeba. Nic dziwnego, że prounijni politycy są nieco zmieszani i nie wyrywają się do głosu.
Bo i co mają mówić? Ekonomiści już dawno wyjaśnili, że mechanizm ekonomiczny paktu fiskalnego, pod którym tak zwani przywódcy złożyli podpisy, spowoduje, że biedniejsze kraje Unii nie tylko nigdy nie nadgonią dystansu, jaki dzieli je od zamożnych, przede wszystkim Niemiec, ale z roku na rok będą zostawać coraz bardziej w tyle pod względem rozwoju gospodarczego i poziomu życia. Grecja, w której nieco przyspieszono ten program z powodu bankructwa, jest tego dobitnym dowodem. Erozja podmiotowości dotknie w pierwszym rzędzie kraje strefy euro, ale możemy być pewni, że nie ominie także tych państw, które jeszcze zachowały własną walutę. Z pewnością już czekają nowe projekty dotyczące ujednolicenia podatków na terenie Unii, łożenia na ratowanie euro i inne rozwiązania, które podkopią ich konkurencyjność i kondycję waluty. Przywódcy, którzy będą pokornie wypełniać w tym zakresie polecenia z Berlina, w nagrodę otrzymają fundusze europejskie, aby mieli czym karmić polityczne zaplecze i zapewnić sobie trwanie u władzy. Kto będzie się buntował, jak Węgrzy, nie zobaczy pieniędzy.
Nasz Dziennik Wtorek, 6 marca 2012, Nr 55 (4290)
Autor: au