Przejdź do treści
Przejdź do stopki

O tych, co się nie boją Rosji

Treść

Dwa razy się zastanów, zanim odpowiesz - takich rad powinno się udzielać politykom przed oddaniem im głosu w radiu lub telewizji, żeby ustrzec ich przed kompromitacją. Taka rada na pewno przydałaby się Romanowi Kuźniarowi, doradcy prezydenta Bronisława Komorowskiego, zanim wszedł do studia RMF. Ledwie zapytany o katastrofę smoleńską, nie przebierając w słowach i ideach, zaatakował polityków PiS. Nazwał ich mianowicie "pożytecznymi idiotami Moskwy", bo jakoby PiS ma odgrywać "taką rolę, jakiej Rosja oczekuje". Prezydencki doradca wywodził, że "Rosja nie oczekuje w Polsce na kogoś, kto będzie wobec Rosji takim kimś w rodzaju wasala czy czegoś takiego. Rosja oczekuje, że Polska będzie się jej bać (...)". Konkluzja? "Kaczyńscy, ten obóz się Rosji boi, wręcz histeryzuje na dźwięk, na widok Rosji. I w tym sensie odgrywa taką pożyteczną z rosyjskiego punktu widzenia rolę pożytecznego idioty".
Słuchałem doradcy Komorowskiego ze zdumieniem, bo nie myślałem, że politolog tak się zagalopuje, żeby strugać wariata. Wedle bowiem zaprezentowanej przez niego antylogiki, ludzie, którzy nie bez powodu nie zgadzają się od początku z rosyjską wersją opisu przyczyn katastrofy smoleńskiej, którzy ujawnili i ujawniają szereg fałszerstw i kłamstw rosyjskich, którzy żądają zwrotu wraku Tu-154M i naciskają w tej sprawie na rząd - mieliby robić to wszystko z lęku przed Rosją. Natomiast rządzący, którzy tak jak Rosjanie chcieli już w pierwszych godzinach zwalić winę za katastrofę na pilotów, prezydenta Kaczyńskiego i generała Błasika, zamiast wziąć ich w obronę - oto herosi, co "Rosji się nie kłaniają".
Roman Kuźniar chce nam też wmówić, że polityka zagraniczna rządu PiS i Lecha Kaczyńskiego, której celem było zbudowanie w środku Europy silnego związku byłych państw komunistycznych, czy dyplomatyczna obrona Gruzji i wyjazd do tego kraju w środku wojny gruzińsko-rosyjskiej to były także działania wynikające z tego, że Kaczyńscy bali się Rosji. Tak jej się bali, że ze strachu blokowali negocjacje gospodarcze Rosji z UE, gdy Moskwa nałożyła embargo na import polskiej żywności. W takim razie, idąc tokiem tego rozumowania, prezydent Bronisław Komorowski, premier Donald Tusk, minister Radosław Sikorski, zmieniając naszą politykę wschodnią, zrobili to zapewne dlatego, że się Rosji nie boją. Brakiem strachu trzeba też tłumaczyć "skuteczne" działania w sprawie Gazociągu Północnego czy też podpisanie umowy o małym ruchu granicznym z obwodem kaliningradzkim w takim kształcie, w jakim chciała Rosja, czym jeszcze bardziej zaogniliśmy i tak napięte stosunki polsko-litewskie.
Wypowiedź Kuźniara zasługuje na uwagę i z tego powodu, że oficjalny doradca prezydenta wmawia Polakom, iż Rosji nie zależy na tym, aby Polska była jej wasalem. Kim ma więc być? Czy Władimir Putin widzi w nas pełnoprawnego partnera? Wolne żarty.
"Rosjanie mają świadomość, że oni w Polsce nie znajdą kolaborantów" - przekonuje też Roman Kuźniar. Oryginalne, powiem, nawet odważne spostrzeżenie, zważywszy na to, że eksperci od spraw bezpieczeństwa, byli i obecni pracownicy służb specjalnych nigdy nie ukrywali przed Polakami informacji, że nasz kraj jest na celowniku rosyjskiego wywiadu cywilnego i wojskowego, a Polska zresztą jest jednym z najważniejszych obszarów ich zainteresowania w Europie i obie służby mają nad Wisłą sporo agentów. Trzeba też do tego dodać silne lobby prorosyjskie, "agentów wpływu" Moskwy, które to środowisko uaktywniło się zwłaszcza po katastrofie smoleńskiej. Czy wiele z tych osób nie podpada już pod definicję kolaboranta? Nie, bo Roman Kuźniar mówi, że Rosja nie chce mieć w Polsce kolaborantów. Pewnie sami zgłosili się na ochotnika, bo oni się Rosji nie boją.

Krzysztof Losz

Nasz Dziennik Czwartek, 19 kwietnia 2012, Nr 92 (4327)

Autor: au