Milczenie władzy na Powązkach
Treść
Milczeli też minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, Jacek Michałowski, szef Kancelarii Prezydenta RP, czy szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Mieczysław Cieniuch. Na Powązkach panowała przygnębiająca cisza. Poza odczytaniem listy nazwisk osób, które zginęły pod Smoleńskiem, złożeniem wieńców pod pomnikiem smoleńskim, uczczeniem ofiar 10 kwietnia 2010 roku modlitwą i odegraniem "Ciszy" nie było żadnych przemówień. Gdy tylko umilkł głos trąbki, delegacja rządowa opuściła cmentarz. Przemówień nie było również po Mszy św. w katedrze polowej, w której oprócz przedstawicieli parlamentu, wojska, policji, Straży Granicznej czy funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu wziął udział również prezydent. - Byli w drodze do Katynia, miejsca szczególnego w naszej tragicznej historii, w 70. rocznicę bestialskiego mordu na polskich oficerach. Chcieli uczcić pamięć i złożyć wiązanki biało-czerwonych kwiatów na ich mogiłach. Nade wszystko pragnęli uczestniczyć we Mszy św. i modlić się o Boże Miłosierdzie dla spoczywających na nieludzkiej ziemi - mówił w homilii ks. bp Józef Guzdek, biskup polowy Wojska Polskiego. - Choć minęły już dwa lata od tragicznego wydarzenia pod Smoleńskiem, w sercach wielu nadal gości smutek, rozgoryczenie, pretensje do ludzi, a nawet do Boga. Strata jest wielka, a więc nie dziwi ogrom bólu, łzy, świeże kwiaty na grobach, zapalone znicze, szeptany Różaniec i powtarzające się pytanie: dlaczego? - dodał.
Milczeniem ministrów, premiera, wojskowych nie jest zaskoczony Dariusz Fedorowicz, brat Aleksandra Fedorowicza, prezydenckiego tłumacza, który zginął pod Smoleńskiem. - Chciałbym tutaj jeszcze wspomnieć o jednym wydarzeniu - złożeniu kwiatów pod tablicą smoleńską w Sejmie przez panią marszałek Ewę Kopacz, która - jak wiemy - w tej sprawie ewidentnie kłamała. Może to szczęście, że obłuda władz nie jest na tyle potężna, gdyż nie ośmielili się wygłaszać płomiennych mów - mówi Fedorowicz. Jego zdaniem, działania podejmowane zarówno przez stronę rządową, jak i przez prezydenta Polski w celu wyjaśnienia tragedii smoleńskiej skończyły się całkowitym fiaskiem. I Polacy doskonale to widzą. Udział w uroczystościach na Powązkach i Mszy św. w katedrze polowej to - zdaniem Fedorowicza - zaledwie namiastka przyzwoitości, mająca świadczyć o tym, że pamiętają o elicie, która zginęła pod Smoleńskiem. - Co oni mają powiedzieć dziś Polakom, dwa lata po tragedii? Że wyjaśniono w pełni i zgodnie ze wszystkimi regułami sztuki prowadzenia dochodzenia tę sprawę? Przecież tego powiedzieć nie mogą. Dziś, po ustaleniach niezależnych ekspertów, rozpada się w pył ten mit katastrofy, który stworzył MAK, a który powtórzył raport Millera, bo ten tylko z pozoru jest rozbieżny z raportem gen. Anodiny - wskazuje Fedorowicz. Jego zdaniem, o słabości państwa polskiego w wyjaśnianiu tego, co stało się 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem, świadczy chociażby stosunek władz polskich do wraku, który niszczeje porzucony na terenie Federacji Rosyjskiej. - Nikt też nie miał odwagi przeprosić choćby Ewy Błasik za zniesławienie męża. Dziś nie ma nawet odważnego, który powiedziałby: "Tak, to ja rozpoznałem głos pana generała"- punktuje nasz rozmówca.
Podobnego zdania jest prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog i filozof, wykładowca na Uniwersytecie w Bremie. W jego opinii, przez dwa lata nie mieliśmy de facto do czynienia z wysiłkiem dochodzenia do prawdy o katastrofie smoleńskiej, tylko z mataczeniem. - Obserwowałem w telewizji relację z uroczystości w Smoleńsku, te wszystkie zapewnienia o przyjaźni. A przecież wraku samolotu Rosjanie nadal nie chcą nam oddać. Jest śledztwo, które nie zostało przeprowadzone we właściwy sposób. Co może powiedzieć po tych dwóch latach szef polskiego rządu? Wyjdzie i złoży te same obietnice, które złożył dwa lata temu, gdy mówił, że będzie to najbardziej przejrzyste śledztwo? Oni nie mają nic do powiedzenia, dlatego wolą nie otwierać ust - ocenia profesor. I zaznacza, że Polacy nie powinni mieć żadnych złudzeń co do tej władzy i jej intencji, bo skompromitowała się i woli nie odnosić się nawet do tego, co dzieje się na Krakowskim Przedmieściu. - Widziałem w telewizji, jak pani Kopacz, która została marszałkiem Sejmu, złożyła wieniec w Sejmie przed tablicą upamiętniającą ofiary katastrofy smoleńskiej. Szkoda, że jeszcze nie było tam generała Janickiego - puentuje Krasnodębski.
Piotr Czartoryski-Sziler
Nasz Dziennik Środa, 11 kwietnia 2012, Nr 85 (4320)
Autor: au