Kto ocenzuruje rosyjskie akta
Treść
Z mec. Bartoszem Kownackim, pełnomocnikiem części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, rozmawia Anna Ambroziak
Ministerstwo Spraw Zagranicznych zapewnia, że zrobiło wszystko, by umożliwić rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej kontakt z rosyjskimi prawnikami. Z trzystu moskiewskich kancelarii resort wytypował pięć. Jedna z nich zgodziła się pracować za darmo, pozostałe chciały negocjować ceny.
– Rodziny, które reprezentuję, nie dostały żadnych informacji, by którakolwiek z tych kancelarii ofiarowała swoje usługi bezpłatnie. Co więcej, żadna z rodzin takiej darmowej pomocy się nie domagała. Z dokumentów, które nam przekazywano z MSZ, wynikało wręcz przeciwnie, że chodzi o zwykłą komercyjną usługę. Powiem więcej, nas te kancelarie wytypowane przez MSZ niespecjalnie interesowały. Szukaliśmy pomocy na własną rękę. Jednakże faktem jest, że w pierwszych tygodniach po katastrofie rodziny były całkowicie pozbawione pomocy prawnej, szczególnie tam, na miejscu, w Rosji. A rolą polskiej służby dyplomatycznej jest ochrona interesów prawnych Polaków pozostających poza granicami kraju, dlatego też stosowna pomoc w tak nadzwyczajnej sytuacji powinna zostać zaoferowana.
Dlaczego Państwo zrezygnowali?
– Nie chciałbym, aby moja wypowiedź była potraktowana jako kwestionująca kompetencje adwokatów rosyjskich. Trudno też żądać od rodzin, żeby udzieliły pełnomocnictwa adwokatowi, którego nie znają. Wiem natomiast, jak w sprawie katastrofy smoleńskiej mało profesjonalnie działało MSZ, jak w sprawach oczywistych popełniano karygodne błędy. Choćby w kwestii identyfikacji ciał i ich transportu do kraju – to konsul poświadcza, że jest to dana osoba. Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie cieszy się takim zaufaniem rodzin, które reprezentuję, żeby miały opierać się na informacjach czy osobach, które rekomenduje ten resort. A przecież stosunek, jaki wiąże klienta z pełnomocnikiem opiera się na zaufaniu.
Chodzi bardziej o rolę pośrednika niż samych rosyjskich adwokatów?
– Tak, chodzi o pośrednika, który powinien ręczyć swoją renomą i profesjonalizmem, a zawiódł w wielu kwestiach. W związku z tym mogą pojawić się również wątpliwości, czy kancelarie wytypowane przez MSZ są rzeczywiście najwłaściwiej dobrane do pomocy prawnej w tak szczególnej sprawie.
Według danych MSZ status poszkodowanych w rosyjskim śledztwie ma teraz 58 osób. Resort deklaruje, że do tej pory tylko 7 osób zgłosiło się po jakiekolwiek informacje o postępowaniu.
– Wiem, że nie każda rodzina jest zainteresowana tym, co się dzieje w śledztwie rosyjskim. I mają do tego pełne prawo, szczególnie po tym, jak strona rosyjska traktowała sprawę katastrofy przez ostatnie 2,5 roku. À propos statusu pokrzywdzonych, rzeczywiście rodziny składały takie wnioski. Z tych, które ja reprezentuję, o przyznanie statusu pokrzywdzonego w śledztwie rosyjskim ubiegało się kilka osób. Nie wszystkim go jednak przyznano. Do dziś, mimo licznych starań z naszej strony, ani przez prokuraturę, ani przez MSZ czy bezpośrednio przez stronę rosyjską, osób tych nie poinformowano, że ten status został im przyznany. Mówię tu na przykład o pani Ewie Błasik.
Status ten daje wiele prerogatyw – łącznie z wglądem w dokumenty śledztwa.
– Jak najbardziej. Przyznanie statusu pokrzywdzonego w śledztwie rosyjskim dałoby rodzinom, a właściwie ich pełnomocnikom, możliwość wglądu w akta, porównania materiałów zgromadzonych w postępowaniu rosyjskim z aktami śledztwa polskiego. Dawałoby też gwarancję pewnego rodzaju „wymuszenia” na stronie rosyjskiej prowadzenia i ukierunkowania tego postępowania, by uniknąć sytuacji, gdy jest realizowana jakaś z góry założona teza. To wszystko jest bardzo ważne. Oczywiście nie przeceniałbym tu roli pełnomocników i samego dostępu do akt, bo prokuratura rosyjska i tak zrobi, co będzie chciała. Ponadto wgląd w śledztwo rosyjskie pozwoliłby na pozyskanie być może nowych informacji na temat katastrofy. W chwili obecnej polska prokuratura nie wie, co dzieje się w śledztwie rosyjskim. Każda ze stron prowadzi odrębne postępowanie karne. Możliwość wglądu w śledztwo rosyjskie mogłaby okazać się przydatna. Polska prokuratura mogłaby na przykład w ramach wniosków o pomoc prawną ubiegać się o pozyskanie od strony rosyjskiej konkretnych dokumentów. A jeżeli polscy śledczy nie wiedzą, czym konkretnie dysponują prokuratorzy rosyjscy, nie wiedzą, o co konkretnie mogą wnioskować.
Jaka jest więc potencjalna możliwość wpływania na śledztwo rosyjskie?
– Przede wszystkim możliwość takiego jego ukierunkowania, by nie zakończyło się ono tezą, którą już wcześniej zaprezentowała komisja generał Anodiny. Status pokrzywdzonego w śledztwie pozwala na podjęcie choćby próby ingerencji w to postępowanie m.in. poprzez składanie wniosków przez rodziny. A jeżeli prawa pokrzywdzonych nie byłyby realizowane, zawsze pozostaje możliwość skarżenia postępowania przed organami międzynarodowymi. Mając świadomość tego, co strona rosyjska robi ze śledztwem smoleńskim, wgląd w akta mógłby się więc okazać bardzo przydatny.
Zwłaszcza że postępowanie to jest zamknięte dla kogokolwiek z zewnątrz.
– Na samym początku możliwość zapoznawania się z czynnościami procesowymi, które podejmowała strona rosyjska, mieli polscy prokuratorzy. Rosjanie dopuszczali naszych śledczych do udziału w pewnych czynnościach śledztwa rosyjskiego – na takiej zasadzie polski prokurator płk Krzysztof Parulski był obecny przy sekcji zwłok śp. Lecha Kaczyńskiego. Wgląd w akta w pierwszych dniach po katastrofie miał też prokurator Marek Pasionek. Dziś jedynymi osobami, które mają formalną możliwość oceny tego materiału, są właśnie rodziny ofiar – a konkretnie – ich pełnomocnicy.
Co zależy od prokuratury rosyjskiej, która takiej zgody może udzielić lub nie.
– Oczywiście to prokurator wydaje indywidualną zgodę na wgląd w akta lub jej nie wydaje. Ale o to – w takim przypadku – zawsze można zabiegać. Chciałbym podkreślić jeszcze jeden aspekt tej sprawy – otóż nie chodzi tu o żadne prywatne interesy rodzin, to nie była zwyczajna katastrofa, zginęła w niej elita polityczna naszego kraju. Wszystkie instytucje państwowe powinny więc działać tak, by umożliwić pozyskiwanie jak największej puli informacji, które następnie są wykorzystywane przez różne instytucje w zależności od potrzeb. Leży to w interesie państwa, nie poszczególnych rodzin.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik Sobota, 26 stycznia 2013
Autor: jc