Konsul pyta o bigos
Treść
Parlamentarzyści interpelują w sprawie skandalicznego traktowania przez służby dyplomatyczne Polaków w Kazachstanie. Ich starania o repatriację odrzucono ze względu na poziom umiejętności zawodowych. Resort spraw zagranicznych odbija piłeczkę, tłumacząc, że wszystko było zgodnie z prawem, bo wnioskujące osoby nie wykazały "polskiego pochodzenia".
Do zdarzenia doszło w Ambasadzie RP w Astanie 26 kwietnia. Dwie Polki Ludmiła i Tatiana miały poprawnie wypełnione wnioski o repatriację, posługiwały się językiem polskim, ale ze względu na kwalifikacje zawodowe ich starania zostały odrzucone.
MSZ zarzeka się, że powody były inne. Według Marcina Bosackiego, rzecznika resortu, decyzja o wydaniu wizy w celu repatriacji nie jest uzależniona od prezentowanego przez wnioskujących poziomu wykształcenia lub wykonywanego zawodu. "Odnosząc się do wspomnianej przez Pana sytuacji w oparciu o art. 5.1 pkt 2 ustawy [o repatriacji - przyp. red] stanowiący, iż uznaje się za osobę polskiego pochodzenia osobę, która "wykaże swój związek z polskością, w szczególności przez pielęgnowanie polskiej mowy, polskich tradycji i zwyczajów", podjęta została decyzja, że osoby składające wniosek o wizę nie spełniały ustawowego warunku określonego w powyższym przepisie" - czytamy w przesłanym do "Naszego Dziennika" komunikacie. Resort podkreśla jednocześnie, że "w kwestii Bazy Rodak konsul nie jest upoważniony do rejestracji osób ubiegających się o wizę w celu repatriacji". Znawcy problematyki repatriacyjnej potwierdzają, że wpisania do tej bazy dokonuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, ale robi to po uprzednim stwierdzeniu przez konsula "pochodzenia polskiego" osoby ubiegającej się o powrót do kraju. - Zawsze tak jest to tłumaczone - ocenia wyjaśnienia MSZ Andrzej Jaworski, repatriant. Wskazuje, że konsulowie egzaminujący Polaków "z polskości" wymagają często wiedzy niedostępnej dla osób żyjących od trzech pokoleń w Kazachstanie. - Pytają na przykład, jak się robi bigos, albo chcą, by zademonstrować jakiś polski taniec - mówi Jaworski.
Pytania o świętego patrona Krakowa albo co Polacy jedzą w tłusty czwartek, dopełniają niestety obrazu stosunku naszych służb dyplomatycznych do potencjalnych repatriantów. Zdaniem znawców problemów repatriacji, to konsulowie powinni wiedzieć, w jakich warunkach żyją Polacy w Kazachstanie, gdzie w stepie nie ma występującej w Polsce roślinności, a głównym pożywieniem tych ludzi są ziemniaki. - Skoro moje siostrzenice zostały negatywnie zweryfikowane pod względem "polskiego pochodzenia", jaki twierdzi MSZ, to dlaczego do Bazy Rodak została przyjęta moja siostra - Bronisława, która w takim samym stopniu posługuje się mową polską i zna polskie obyczaje? Była w ambasadzie w Astanie 19 kwietnia i złożyła dokumenty. Ale jeżeli moje siostrzenice zostały negatywnie zweryfikowane pod względem "polskiego pochodzenia", to jak to się ma do faktu, że od wielu lat w Polsce mieszka już ich babcia, dwie siostry, ich matki z rodzinami i siostrzenica? - dziwi się Walentyna Kamińska, repatriantka, krewna Tatiany i Ludmiły. Jej zdaniem, urzędnicy zadają czasami takie pytania, na jakie nie jest w stanie odpowiedzieć Polak od urodzenia mieszkający w Kazachstanie. - Na przykład chcą, żeby opisać jakieś polskie miasto - wyjaśnia Kamińska.
Sprawą stosunku pracowników Ambasady RP w Astanie zainteresowali się parlamentarzyści. Interpelację do Radosława Sikorskiego skierował w tej sprawie Artur Górski, poseł Prawa i Sprawiedliwości z sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą. - Po takiej publikacji w "Naszym Dzienniku" MSZ powinno przeprowadzić kontrolę pracy w Ambasadzie RP w Astanie, aby wyjaśnić opisane przypadki skandalicznego zachowania dyplomatów. Ponadto w przypadku pozytywnej weryfikacji tego zdarzenia dyplomaci, którzy w ten sposób traktują Polaków mieszkających w Kazachstanie, powinni zostać odsunięci od swoich dotychczasowych zadań, a być może nawet oddelegowani do kraju - tłumaczy Górski. Zaznacza, że dyplomaci muszą być osobami na poziomie i działać dla Polaków, "a nie bawić się w Pana Boga, który decyduje o losach ludzkich". - Wreszcie wobec zaistniałej sytuacji MSZ powinno podjąć wszelkie działania, aby dotrzeć do osób, którym uniemożliwiono wpisanie się do Bazy Rodak. Kobiety te muszą mieć stworzoną możliwość, na koszt ambasady, dopełnienia wszelkich formalności, osobiście lub korespondencyjnie. W każdym razie po tak poważnym sygnale, jaki miał miejsce w dzienniku ogólnokrajowym, sprawa nie może pozostać niezauważona przez MSZ - twierdzi poseł Górski. Dodaje, że brak reakcji resortu oznaczałby przyzwolenie na takie działanie i byłby potwierdzeniem, że jest to polityka całego ministerstwa, polityka utrudniania, a wręcz uniemożliwiania repatriacji, a nie tylko działanie złego urzędnika. W interpelacji Górski oczekuje od Sikorskiego m.in. odpowiedzi, czy podejmie on działania mające na celu dokładne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. "Jakie MSZ podejmie działania, aby zmienić przeświadczenie niektórych repatriantów z Kazachstanu, że polscy dyplomaci celowo utrudniają, a wręcz uniemożliwiają powrót do kraju potomkom dawnych zesłańców?" - pyta parlamentarzysta.
Tymczasem z przesłanego do "Naszego Dziennika" oświadczenia wynika, że MSZ nie zamierza interweniować. Sam szef tego resortu Radosław Sikorski w czwartek wojażował po Birmie, gdzie otworzył... warsztaty demokratyczne dla birmańskich dziennikarzy, działaczy politycznych i przedstawicieli organizacji pozarządowych.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik Środa, 16 maja 2012, Nr 113 (4348)
Autor: au