Identyfikacja? Długo poczekamy
Treść
Nie wiadomo dokładnie, kiedy dojdzie do badań genetycznych szczątków znalezionych podczas prac ekshumacyjnych na Powązkach Wojskowych. Prowadząca prace Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa nie zawarła jeszcze stosownej umowy. Kiedy to nastąpi? To kwestia kilku miesięcy - odpowiada Rada.
- Na tym etapie prac pobieramy tylko materiał do dalszych badań, nic więcej nie robimy - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" genetyk dr Andrzej Ossowski z Zakładu Medycyny Sądowej w Szczecinie. A co z badaniami genetycznymi mającymi na celu identyfikację odnalezionych na Łączce szczątków?
- Badania identyfikacyjne to będzie kolejny etap, na razie mamy zebrać materiał z Łączki - stwierdza genetyk. Dodaje, że umowa zawarta przez ROPWiM ze szczecińskim zakładem nie zleca badań genetycznych.
- Takiej umowy nie zawarliśmy - przyznaje dr Andrzej Kunert, sekretarz Rady. Kiedy do tego dojdzie?
- Z całkowitą pewnością potrwa to wiele miesięcy, nie stwarzajmy nadmiernych nadziei w sensie czasowym - zaznacza Kunert.
Na jesieni? - dociekamy. Sekretarz Rady nie podaje przybliżonego terminu. Ale z tego, co mówi, wynika, że taka umowa może nie zostać zawarta w tym roku.
- To nie jest niestety takie proste, są problemy prawne - wyjaśnia Kunert, zastrzegając, że nie chce się rozwodzić co do szczegółów. Ale Rada będzie dążyła do ich rozwikłania, zwłaszcza że w planach są dalsze poszukiwania miejsc pochówków ofiar zbrodni komunistycznych.
- Takich miejsc mamy w Polsce kilkadziesiąt - podkreśla Kunert.
Ale tak naprawdę dominującym problemem mogą być koszty badań genetycznych. Nie należą one do tanich, ponieważ przebadanie pojedynczego przypadku to koszt nawet kilku tysięcy złotych.
- To są bardzo czasochłonne badania i drogie przede wszystkim - nie ukrywa Ossowski. A co w tym czasie będzie się działo z próbkami? - Będą zabezpieczone, będą czekały, aż uda się rozstrzygnąć problemy - uspokaja Kunert.
Aktualnie ekipa badaczy rozpoczęła pobieranie próbek ze znalezionych na Łączce szczątków oraz kompletuje próbki porównawcze. - Na bieżąco przewozimy próbki - mówi Ossowski.
- Co kilka dni kolejne próbki będą tam wysyłane - dodaje kierujący pracami na Powązkach prof. Krzysztof Szwagrzyk, szef wrocławskiego oddziału IPN.
Wydobyte szczątki poddawane są oględzinom. Dokonuje się ich opisu antropologicznego, przeprowadza się badania medyczno-sądowe.
- Staramy się ustalić płeć i wiek danej osoby, a także opisać wszystkie cechy indywidualne, np. te związane z przebytymi złamaniami. Szczególnie zwracamy uwagę na stan uzębienia - wyjaśnia antropolog sądowy Agata Thannhaeuser z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu.
- Na razie stwierdziliśmy obecność obrażeń w obrębie czaszek, w większości przypadków powstały one w wyniku postrzału w potylicę; w kilku przypadkach występują ciężkie obrażenia głowy innego charakteru - stwierdził medyk sądowy dr Łukasz Szleszkowski z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu.
Dodał, że stwierdzono także złamania żeber i obojczyka, prawdopodobnie tuż przed śmiercią. - Może to wskazywać na urazy o różnym charakterze, m.in. pobicie lub upadek z wysokości, ale na podstawie badań tylko i wyłącznie kośćca nie należy wnioskować o całościowym charakterze obrażeń - wyjaśnił.
Ostatnim etapem badań będzie analiza genetyczna polegająca na porównaniu DNA z ekshumowanych szczątków i materiału genetycznego pobranego od krewnych ofiar. - Najbardziej informatywne są fragmenty kości udowych i zęby - w tych fragmentach szkieletu DNA zachowuje się najlepiej - tłumaczy Ossowski.
Badacze apelują do rodzin ofiar zbrodni komunistycznych, aby zgłaszały się w celu pobrania materiału genetycznego. To niezbędny element procesu identyfikacji ofiar - wskazują. Rodziny ofiar mogą zgłaszać się do prof. Krzysztofa Szwagrzyka (tel. +48 604 853 825) lub dr. Andrzeja Ossowskiego (tel. +48 606 270 035), pracujących na cmentarzu.
Dotychczas zgłosiły się już 72 rodziny, od których pobrano próbki do badań porównawczych. Jak informuje nas kierujący pracami prof. Szwagrzyk, do wczoraj odnaleziono 28 szkieletów.
- Ale to się zaraz zmieni - zastrzega historyk. W ostatnich dniach ekipa ekshumacyjna odkryła jamę grobową, w której mieści się co najmniej 7 szkieletów. Większość została już wydobyta.
- W tej chwili mamy co najmniej trzy osoby do wydobycia, ponieważ istnieje podejrzenie, że może być jeszcze jeden człowiek pod spodem - mówi Szwagrzyk.
W jamie grobowej przy jednej osobie odnaleziono medalik Matki Bożej Kodeńskiej. - Dzięki ojcom oblatom z sanktuarium w Kodniu mamy już potwierdzenie, w jakich latach tego typu medaliki były używane i że pochodzi on z tego okresu, który nas interesuje. Badacze liczą, że wśród odnalezionych szczątków odnajdą m.in. gen. Augusta Fieldorfa "Nila".
- Ofiary z Mokotowa chowano w tym miejscu od 1948 r., nie widzę specjalnego powodu, żeby mieli zabierać gen. Fieldorfa w inne miejsce - ocenia wrocławski historyk.
- Wówczas było to miejsce niedostępne, miejsce nieznane, miejsce wydzielone wyłącznie dla potrzeb więziennictwa, tajne jako takie, idealnie nadające się do pochówku wszystkich ofiar, dlaczego wobec gen. Fieldorfa mieliby wybierać jakieś inne miejsce - uważa Szwagrzyk.
Nasz Dziennik Czwartek, 9 sierpnia 2012
Autor: au