I tak nie ma pracy
Treść
Mariusz Kamieniecki
NSZZ "Solidarność" złożył w Sejmie blisko 1,4 miliona podpisów zebranych pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie utrzymania obecnych rozwiązań emerytalnych.
"Solidarność" sprzeciwia się propozycjom rządu wydłużenia czasu pracy do 67 lat i domaga się utrzymania dotychczasowego wieku uprawniającego do przejścia na emeryturę, a więc 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. W ocenie związkowców, tak kluczowych zmian nie można wprowadzać w trybie pilnym, bez konsultacji społecznych. Związek stoi na stanowisku, że najlepszym rozwiązaniem będzie referendum i oddanie tych kwestii pod osąd społeczny.
Decyzję o rozpoczęciu akcji zbierania podpisów pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie utrzymania obecnych rozwiązań emerytalnych 15 grudnia 2011 r. podjęła Komisja Krajowa NSZZ "Solidarność". - Tak duża liczba podpisów zebrana w stosunkowo krótkim czasie to duży sukces organizacyjny związku. Masowe poparcie świadczy też o niezadowoleniu społecznym wobec reform proponowanych przez rząd, a jednocześnie o tym, że ludzie są żywo zainteresowani dyskusją na temat swojej przyszłości. Referendum stwarza taką możliwość - uważa Piotr Duda, przewodniczący NSZZ "Solidarność". Przypomina, iż praktyką tego rządu od dłuższego czasu jest brak konsultacji społecznych. - Jeżeli konsultacje mają polegać na tym, że premier raczy nam przedłożyć projekt, łaskawie nas o tym poinformować, to my się na to nie zgadzamy. Cóż to za konsultacje, kiedy z ust premiera słyszymy, że wiek 67 lat jest nie do ruszenia. Jakie to konsultacje, gdy premier tylko informuje, co ma zamiar zrobić. Jakim prawem jeden człowiek czy jedna partia ma za nas o tym decydować. W tej sytuacji referendum jest zatem konieczne - mówi Duda. Podnoszenie wieku emerytalnego jako główne działanie antykryzysowe budzi stanowczy sprzeciw społeczny. Polacy zgadzają się z argumentacją "S", że należy szukać sposobów na poprawienie kondycji funduszu emerytalno-rentowego, ale nie kosztem ludzi. - Ludzie, kiedy wysłuchali exposé premiera Tuska, doznali szoku. Świadczą o tym podpisy członków Platformy Obywatelskiej pod naszym wnioskiem, którzy mówili wprost, że gdyby wiedzieli, że Donald Tusk każe im pracować do śmierci, to nigdy nie oddaliby na niego głosu - podkreśla w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Tadeusz Majchrowicz, zastępca przewodniczącego NSZZ "S".
Kwestie równie ważne dotyczą zatrudnienia i umów o pracę. - Gdyby pracownicy byli zatrudniani na normalne umowy o pracę, nie byłoby problemów z wpływami środków do funduszu emerytalno-rentowego. Inną równie ważną kwestią pozostaje też wzrost płacy minimalnej, a więc poziomu zarobków, od którego uzależniona jest także wysokość składek i wzrost środków gromadzonych w ramach funduszu emerytalno-rentowego - podkreśla Majchrowicz. Jego zdaniem, porównywanie Polski do krajów starej UE, jak czyni to rząd PO - PSL, jest nieuprawnione. Jednym z rozwiązań, które pozwolą przełamać impas w systemie emerytalno-rentowym, jest stworzenie polityki prorodzinnej z prawdziwego zdarzenia, która zachęcałaby młodych ludzi do zakładania rodzin i rodzenia dzieci.
Przeciwne wydłużeniu wieku emerytalnego jest PiS, posłowie skierowali do premiera zaproszenie na spotkanie z ekspertami partii. Miałoby się ono odbyć w najbliższy wtorek o godz. 8.30. - Jest złudnym twierdzenie, że poprzez mechaniczne podwyższenie wieku emerytalnego doprowadzimy do wzrostu miejsc pracy w Polsce. Nie, to jest droga prowadząca do wzrostu bezrobocia - mówi Mariusz Błaszczak.
Nasz Dziennik Piątek, 17 lutego 2012, Nr 40 (4275)
Autor: au