Gra w podchody
Treść
"Nasz Dziennik" ujawnia, co było w kopercie zaadresowanej do prof. Wiesława Biniendy, jaką chciała mu przekazać prokuratura wojskowa za pośrednictwem żandarmerii: wezwanie do wydania dokumentów
Nie doszło do spotkania profesora Wiesława Biniendy z prokuratorami wojskowej prokuratury okręgowej, która prowadzi śledztwo smoleńskie. Śledczy chcieli spotkać się z naukowcem na terenie prokuratury. Naukowiec odmówił. Prokuratura wydała wczoraj oświadczenie, że czeka na wskazanie miejsca i czasu rozmowy.
Zaproszenie na rozmowę prokuratura wysłała do prof. Biniedy w miniony czwartek po południu drogą elektroniczną oraz telefoniczną. W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Antoni Macierewicz, przewodniczący parlamentarnego zespołu smoleńskiego, deklarował zaraz potem, że do spotkania może dojść, ale nie w prokuraturze, tylko na terenie Sejmu. - Jeżeli prokuratura chce się spotkać i podyskutować i poznać wiedzę pana prof. Biniendy, to zapraszamy do Sejmu. Wtedy oczywiście, kiedy pan profesor będzie miał czas. Liczymy, że prokuratura przyniesie wtedy swoje dane, by ułatwić mu pracę - mówił Macierewicz, zaznaczając, że decyzja należy do prof. Biniendy, który może spotkać się z prokuratorami w stosownym dla niego czasie. A z racji, że jest on ekspertem zespołu smoleńskiego, spotkanie mogłoby się odbyć w trakcie jego posiedzenia.
Prokuratura pyta o badania
W odpowiedzi na zaproszenie prokuratury zespół wystosował wczoraj faksem pismo do prokuratora ppłk. Karola Kopczyka z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie na spotkanie z naukowcem, które miałoby się odbywać przy obecności prezydium zespołu smoleńskiego. Profesor Binienda wyraził na nie zgodę. Zaproszono też drugiego z referentów śledztwa smoleńskiego - prokuratora mjr. Jarosława Seja. Spotkanie wyznaczono na godz. 14.00. Prokuratorzy nie przyszli. Wczorajszy komunikat Naczelnej Prokuratury Wojskowej podaje konkretne argumenty. Po pierwsze, prokuratura stwierdza, że śledczym zależało na spotkaniu z samym Biniendą, a nie z prezydium zespołu. I po drugie - że planowane spotkanie miało na celu omówienie uwarunkowań formalnych i merytorycznych uzyskania materiałów i danych, które stanowiły podstawę do prezentowanych przez prof. Biniendę publicznie wniosków z przeprowadzonych badań.
Ekspert skierował e-mailem pismo do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, w którym poinformował, że nie był w stanie przyjąć propozycji spotkania w prokuraturze. Wskazywał przy tym na status posiadanego obywatelstwa USA i stwierdził, że takie spotkanie powinno odbyć się nie w prokuraturze, lecz na gruncie neutralnym, w obecności przedstawiciela ambasady USA. "Prokuratorzy ze względu na wagę prowadzonego śledztwa wyrazili zgodę na spotkanie poza prokuraturą, w miejscu gwarantującym rzeczową i niczym nieskrępowaną rozmowę. Nie zgłosili także zastrzeżeń, aby w rozmowie uczestniczył przedstawiciel ambasady USA. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie oczekuje na wskazanie przez Wiesława Biniendę miejsca i czasu ewentualnego spotkania" - oświadczył w specjalnym komunikacie rzecznik NPW płk Zbigniew Rzepa. Do spotkania - jeżeli w ogóle - nie dojdzie jednak szybko - naukowiec opuszcza Polskę już dziś. I jak deklaruje Macierewicz, nie jest przewidziane, by przyleciał do Polski w najbliższym czasie. - Tu nie chodziło o spotkanie z zespołem ani z prezydium. Dla prokuratorów partnerem do rozmów nie jest zespół, ale prof. Binienda. W zamierzeniach prokuratorów nie leżało podejmowanie wobec prof. Biniendy żadnych czynności procesowych, śledczy nie zamierzali go przesłuchiwać, a jedynie uzyskać konkretne informacje - czyli zapytać, na jakich materiałach pracował, jaką metodykę pracy zastosował (jaki program). Intencją prokuratorów byłoby więc rozpytanie, a to nie ma charakteru procesowego, ale jest stosowane w ramach procedury karnej. Pytana osoba nie jest uprzedzana o odpowiedzialności karnej, jej informacje nie mają wartości dowodowej, a jedynie informacyjną - komentują prawnicy.
Tajemnicza koperta
Do domu, w którym zatrzymał się prof. Binienda, zapukał kilka dni temu funkcjonariusz Żandarmerii Wojskowej. Jak ustaliliśmy, była to zlecona przez prokuratora próba nawiązania kontaktu. - Nie było mnie wtedy w mieszkaniu, byłem w trasie. Był to jeden żandarm, miał kopertę, nie chciał jej zostawić. Zatelefonował do kogoś, najpewniej do swego przełożonego, i wyszedł. Nic nie zostawił. Nie mówił, co jest w kopercie - relacjonował wczoraj Binienda.
Według informacji "Naszego Dziennika", koperta mogła zawierać wezwanie do wydania dokumentów wraz z opracowaniami. W takim przypadku adresat wezwania musi je zrealizować. Na terytorium RP polskie służby wykonują wszelkie czynności procesowe zgodnie z polskim prawem. Każdy, a więc także obywatel obcego państwa, podlega jurysdykcji polskiej. W przypadku jakichkolwiek niejasności czy zastrzeżeń obywatel innego państwa ma prawo kontaktować się ze swoim konsulatem. Faktem jest, że prof. Wiesław Binienda wielokrotnie podkreślał, iż jest gotów podzielić się swoimi ustaleniami co do okoliczności katastrofy z 10 kwietnia. Prokuratura wojskowa otrzymała od zespołu Antoniego Macierewicza tylko samą prezentację (bez szczegółowych obliczeń) prof. Biniendy i dr. Kazimierza Nowaczyka. W lipcu 2011 r. prokuratorzy wystąpili do szefa parlamentarnego zespołu o posiadane przez zespół materiały, m.in. egzemplarz tzw. białej księgi. - Prokuratura jest zainteresowana pozyskiwaniem każdego materiału, który może okazać się przydatny w toku prowadzonego śledztwa - mówił wtedy kpt. Marcin Maksjan z NPW. Jak dowiedział się "Nasz Dziennik", prokuratorzy referenci na bieżąco zapoznają się z jego pracami.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik Wtorek, 29 maja 2012, Nr 124 (4359)
Autor: au