Felerne obroże Gowina
Treść
Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin w świetle jupiterów zachęca skazanych do odbywania kary w systemie elektronicznego dozoru. Jednak system nie działa, jak należy.
Gowinowi zależy, aby liczba osób odbywających w ten sposób karę podwoiła się. Tymczasem sądy penitencjarne, a także jednostka odpowiedzialna za obsługę systemu nie nadążają z terminowym wydawaniem decyzji. Skazani mają problem nawet z dodzwonieniem się do centrum, które po wydaniu decyzji zakłada im elektroniczne obrączki. A mają na to 24 godziny.
Ministerstwo Sprawiedliwości zorganizowało wczoraj zapowiadaną od wielu dni akcję promocyjną dla wszystkich, którzy chcą odbywać karę pozbawienia wolności w domu w systemie dozoru elektronicznego (SDE), z tzw. obrożami na nogach lub rękach. Chodzi o drobnych przestępców, którzy zostali skazani na karę bezwzględnego więzienia. Jednak system jest obarczony poważnymi wadami: oczekiwanie na rozpatrzenie wniosków trwa dwa razy dłużej niż to przewidziano, a sądy penitencjarne już teraz są nimi dosłownie zawalone.
Od początku tego roku, a więc od momentu, kiedy SDE objął swym działaniem cały kraj, do sądów napływa lawina wniosków skierowanych w tej sprawie przez skazanych. Wcześniej jednostki te nie zostały jednak wzmocnione nowymi etatami.
Wczoraj minister Jarosław Gowin wyraźnie unikał odpowiedzi na pytanie "Naszego Dziennika", czy sądy są przygotowane na zwiększone zainteresowanie przestępców. Pełnomocnik ds. SDE gen. Paweł Nasiłowski tłumaczył, że kłopoty z obsługą wniosków wynikają "z problemów technicznych". Z jednej więc strony specjalne ulotki, plakaty, ba, maskotki - mają zainteresować osoby po wyrokach tym sposobem odbywania kary, z drugiej - okazuje się, że problemy techniczne blokują sprawne działanie procedury, której wdrożenie kosztuje ponad 220 mln złotych.
Z punktu widzenia finansów państwa przeniesienie kosztów utrzymania więźnia na jego rodzinę i niego samego to rzecz niebagatelna: miesięcznie utrzymanie i wyżywienie skazanego w więzieniu kosztuje dziś blisko 2,5 tys. złotych. Przy zastosowaniu tego systemu – jedynie 564 złote. Ta kwota będzie obowiązywała do końca sierpnia 2014 roku. System dozoru elektronicznego działa od 1 września 2009 roku. Choć docelowo ma objąć grupę 7,5 tys. skazanych, dopiero kilka miesięcy temu przekroczona została granica 4 tys. więźniów.
Akcja Ministerstwa Sprawiedliwości ma zachęcić skazanych do korzystania z takiego sposobu odbywania kary. Sędziów z sądów penitencjarnych ma zaś przekonać do proponowania takiego rozwiązania tym, którzy kwalifikują się do skorzystania z niego. Jak poinformowano na wczorajszej konferencji prasowej, średni czas odbywania kary w systemie SDE trwa około 4 miesięcy.
- System dozoru elektronicznego pozwala wymierzać sprawiedliwość humanitarnie i sprawiedliwie, a zarazem pięć razy taniej niż w więzieniach - zachwalał minister sprawiedliwości Jarosław Gowin.
Wspierał go wczoraj były premier Jerzy Buzek. - Taki system to ogromna szansa na pełną resocjalizację dla wielu ludzi, którzy popełnili przestępstwa. W Unii Europejskiej jest to szczególnie zalecane. Cieszę się, że Polska, razem z Wielką Brytanią, jest w tej sprawie w ścisłej czołówce europejskiej - mówił Buzek. Jak się jednak okazuje, procedura, zgodnie z którą skazany powinien zostać szybko zaobrączkowany, działa wadliwie.
System obsługuje prywatne konsorcjum. Być może nie jest wystarczająco nadzorowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości, skoro w funkcjonowaniu programu jest sporo mankamentów. W branży aż huczy, że jedna z firm wchodzących w skład konsorcjum za bardzo oszczędza pieniądze, które otrzymała na budowę i wdrożenie systemu dozoru elektronicznego (SDE), a resort specjalnie nie naciska, by w tej sprawie coś się zmieniło.
- Mamy za mało stanowisk do obsługi składanych przez sądy wniosków, przerobienia całej skomplikowanej procedury administracyjnej i sprawdzającej - mówi nasz informator. I rzeczywiście, wnioski składane przez zainteresowanych nie są rozpatrywane w przepisowym terminie 14 dni, a sprawa ciągnie się nawet do miesiąca. Sędziowie nie są w stanie wyegzekwować tego narzuconego ustawą terminu. Skarżą się, że nie nadążają z wydawaniem decyzji z powodów technicznych.
Ustawa o systemie dozoru elektronicznego więźniów nie przewidziała jednak, ile czasu daje się Centrum Monitoringu na procedowanie tego wniosku, a więc sprawdzenie warunków technicznych odbywania kary w domu itp. - Procedury wewnętrzne Ministerstwa Sprawiedliwości określiły ten czas na 5 dni. Chłopaki z ledwością wyrabiają się w 14 dni, a z reguły ten czas przekraczają. W związku z tym stwarza to problemy proceduralne - zwraca uwagę nasz rozmówca.
Głuchy telefon
Co ciekawe, po otrzymaniu decyzji z sądu o możliwości zaobrączkowania i trafienia do aresztu domowego skazany ma 24 godziny na dodzwonienie się do ekspozytury nadrzędnej, która m.in. przyjmuje wnioski od sędziów, wpisuje je do systemu, wysyła patrole i buduje ich harmonogram pracy.
- Jest to obecnie praktycznie niewykonalne. Obłożenie linii jest tak wielkie, że telefon jest ciągle zajęty. Firma nad tym pracuje, ale efekty są słabe. A co będzie przy 7,5 tysiącach? - podnosi nasz informator. Pomieszczenia, które przekazało Ministerstwo Sprawiedliwości dla tej instytucji, też mogą nie podołać zwiększeniu zadań - są po prostu zbyt małe.
By odbyć karę w systemie dozoru elektronicznego, skazany musi złożyć wniosek do sądu penitencjarnego, a do tego posiadać miejsce stałego pobytu i zgodę osób bliskich, które wspólnie z nim zamieszkują.
Sędzia musi wziąć pod uwagę względy bezpieczeństwa i stopień demoralizacji skazanego, a także "inne szczególne okoliczności", które nie stoją na przeszkodzie, by mógł odbyć karę w areszcie domowym.
Procedura jest czasochłonna, a decyzja podejmowana w każdym przypadku - bardzo odpowiedzialna. Kary w domu nie może odbywać np. skazany za pobicia lub osoba groźna dla swojej rodziny czy sąsiadów. Ale to nie koniec kłopotów. Gdy skazany załatwi wszelki formalności, musi bezapelacyjnie wypełniać nałożone reguły. Odstąpienie od nich spowoduje ponowne osadzenie go w więzieniu.
Dlatego więzień musi m.in. powstrzymywać się od zbliżania się do określonych osób lub przebywania w określonych miejscach i w określonym czasie. Nie ma również prawa zdejmować założonej obroży ani jej celowo niszczyć. Jej zniszczenie lub oddalenie się z miejsca odbywania kary powoduje natychmiastowe przesłanie sygnału i możliwość powrotu do więzienia.
Za przestępstwa niskiej szkodliwości
System dozoru elektronicznego umożliwia wykonywanie krótkoterminowej kary pozbawienia wolności poza zakładem karnym. Decyzję w tej sprawie podjęto jeszcze we wrześniu 2007 roku, gdy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro.
Zgodnie z ustawą, możliwość odbycia kary ma osoba skazana na karę pozbawienia wolności, ale w czasie nieprzekraczającym 6 miesięcy pozbawienia wolności, oraz osoba skazana na karę pozbawienia wolności nieprzekraczającą roku, jeżeli czas pozostały do odbycia tej kary nie przekracza 6 miesięcy. Dotyczy to kar stosowanych wobec osób, które popełniły tzw. przestępstwa o niskiej szkodliwości, np. pijanych rowerzystów.
W warszawskiej Centrali Monitorowania SDE działają dwie grupy: ekspozytura nadrzędna oraz centrala monitorowania. Odpowiadają za prowadzenie kartotek skazanych oraz koordynowanie patroli złożonych z zespołów dyżurnych. Podczas patroli przeprowadzane są weryfikacje techniczne w domu przyszłego skazanego, sprawdzane są warunki lokalowe pod względem rozmiarów.
W 2009 roku Ministerstwo Sprawiedliwości podpisało umowę na zbudowanie SDE ze specjalnym powołanym do tego konsorcjum, składającym się z firm Comp Safe Support SA Lider, Centrum Weryfikacji Alarmów Terminal i PHU Elproma. Konsorcjum oprócz stworzenia systemu zobowiązało się do jego wdrożenia w życie i eksploatacji systemu dozoru elektronicznego (SDE). Nazwy tych firm przewinęły się podczas przesłuchań przed sejmową komisją hazardową. Jak się okazało, wśród udziałowców spółki CWAT był odwołany w maju prezes Totalizatora Sportowego Sławomir Dudziński, a także były szef Zarządu Wywiadu UOP Henryk Jasik.
Nasz Dziennik Wtorek, 17 lipca 2012
Autor: au