Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Drugie podejście do repatriacji

Treść

Państwo powinno wziąć na siebie ciężar sprowadzenia do Polski potomków polskich zesłańców, którzy chcą zamieszkać w Ojczyźnie, zapewnić im mieszkania, pomoc finansową oraz właściwą opiekę. W Sejmie po raz drugi ruszyły prace nad projektem ustawy repatriacyjnej, który ma zdjąć z samorządów ciężar repatriacji. Firmuje go Jakub Płażyński, syn zmarłego w katastrofie smoleńskiej byłego marszałka Senatu Macieja Płażyńskiego. Projekt został złożony we wrześniu 2010 roku po zebraniu 250 tysięcy podpisów. Nie ma jednak pewności, czy zyska poparcie koalicji rządowej.
- Kluczem do powodzenia tej inicjatywy jest zmiana finansowania. Jeśli ktoś mówi, że zmiany te popiera, ale nie popiera zmian zasad finansowania, to jest tak naprawdę przeciw szybkiej i pomyślnej repatriacji - podkreśla Jan Dziedziczak (PiS). Liczy, że w piątkowych głosowaniach zostanie on skierowany do komisji: Administracji i Spraw Wewnętrznych, Łączności z Polakami za Granicą, Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej. Te wyłonią specjalną podkomisję, która zajmie się pracą nad projektem. Wszystko jednak jest w rękach Platformy Obywatelskiej, od poparcia której zależy los ustawy.
Projekt został złożony do laski marszałkowskiej jeszcze w poprzedniej kadencji Sejmu, jesienią 2010 roku. Wtedy przedstawiciele rządu opowiadali się jednak przeciwko projektowi, a w samej PO głosy były podzielone. Zdaniem Artura Górskiego, wśród wielu posłów, także koalicji rządowej, istnieje zrozumienie dla problemu repatriacji rodaków ze Wschodu, choć spotkał się również z głosami, by zająć się biedą obecnych mieszkańców Polski, a nie ściągać potomków zesłańców, którzy często nie znają nawet języka polskiego.
- Decydujące mogą okazać się kwestie finansowe. Rząd twierdzi, że nie ma pieniędzy na tak szeroką repatriację, i albo ustawa upadnie, albo w toku prac komisyjnych tak zostanie zmieniona, że stanie się de facto "martwą literą prawa" - obawia się poseł PiS.
Projekt ma więc przyspieszyć i umożliwić repatriację Polaków, którzy po dziesiątkach lat przymusowej i spowodowanej tragiczną historią rozłąki zdecydowali się wrócić do Polski. - Nowa ustawa zadanie repatriacji przenosi z samorządów na rząd, co ma przyspieszyć ten proces - tłumaczy Artur Górski, członek sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą. Zauważa, że gdy za repatriację Niemców z Kazachstanu wziął się tamtejszy rząd, w ciągu kilku lat sprowadzono do RFN około 700 tys. osób pochodzenia niemieckiego. - Jeśli polski rząd zechce być równie skuteczny, nowa ustawa da ku temu formalne możliwości - dodaje. Ale nie tylko Niemcy ściągnęli do kraju swoich rodaków. Na dużą skalę taką akcję przeprowadziły też władze Rosji, która w ten sposób próbuje przeciwdziałać pogłębiającej się z roku na rok zapaści demograficznej. - Ci ludzie są w sytuacji, w której muszą w końcu gdzieś ruszyć w świat, bo Kazachstan nie jest ich miejscem - tłumaczy socjolog dr Robert Wyszyński ze Stowarzyszenia "Wspólnota Polska". - W południowym Kazachstanie zaczynają się rozruchy, Polacy są odbierani jako rosyjscy okupanci. Widzą, że ich sąsiadów Niemców repatriowano wszystkich, około 750 tys. osób - dodaje Wyszyński.
Zdaniem wnioskodawców z obywatelskiego Komitetu "Powrót do Ojczyzny", w ostatnich latach repatriacja niemal zamarła. Obecnie gminy podejmują repatriantów na podstawie wystosowywanych przez nie bezimiennych zaproszeń kierowanych do MSW. Efekty są mizerne, w ciągu roku realizowanych jest zaledwie kilkanaście wniosków. Gmina, która zgłasza gotowość do przyjęcia określonej liczby osób, zobowiązuje się tym samym do zapewnienia im środków utrzymania, tzn. mieszkania oraz pomocy finansowej potrzebnej w początkowym okresie pobytu. To ciężar nie do udźwignięcia. Tymczasem lista osób chętnych do powrotu do Polski zarejestrowanych w systemie RODAK liczy około 2,6 tysiąca. To około 1,6 tys. rodzin. Jednak czas do realizacji powrotu i ponownego zorganizowania im życia w Polsce mija bezpowrotnie. W ciągu ostatnich 10 lat, a więc od czasu wejścia w życie dotychczas obowiązującej ustawy, wystosowano zaledwie 200 zaproszeń. Repatriant nie tylko musi uzyskać gwarancje otrzymania wizy, ale także udokumentować środki finansowe na utrzymanie się w Polsce. Jak się okazało, wiele osób wróciło więc do kraju z pominięciem oficjalnej drogi repatriacyjnej.
- Dotychczasowa ustawa zadanie repatriacji powierza gminom, które mają pilniejsze, lokalne zadania i muszą dbać przede wszystkim o mieszkania i miejsca pracy dla swoich obywateli. System wsparcia finansowego ze strony państwa dla gmin, które zapraszały do siebie repatriantów, okazał się niewydolny - przypomina poseł Górski. Tymczasem tempo repatriacji uzależnione było głównie od możliwości mieszkaniowych jednostek samorządu terytorialnego. Warunkiem do wydania wizy wjazdowej było więc zagwarantowanie przez zapraszającą gminę mieszkania oraz pracy. Dlatego rokrocznie do Polski zapraszanych było najwyżej od kilkunastu do kilkudziesięciu rodzin. Poza tym dotychczas obowiązujące regulacje ustawowe rozmywają odpowiedzialność za repatriację rodaków. Według wnioskodawców, są one zbyt biurokratyczne i skostniałe w swoim podejściu do kwestii definicji narodowości polskiej. - Nie uwzględniają np. tych naszych rodaków, których przodkowie po I wojnie światowej nie znaleźli się w granicach II Rzeczypospolitej. W świetle ustawy o repatriacji Polacy choćby z obwodów żytomierskiego, winnickiego czy chmielnickiego na Ukrainie, także wywiezieni z tych terenów do Kazachstanu, nie są uważani za Polaków i nie podlegają repatriacji, gdyż nie mogą wylegitymować się dokumentami z Polski międzywojennej - tłumaczy Artur Górski.
- Nie wszyscy zostali tam zesłani po 1939 roku. Wielu z nich znalazło się tam jako Polacy nieobjęci granicami II RP gwarantowanymi traktatem ryskim. A to też są Polacy, którym wojnę państwo sowieckie wydało w 1936 roku - przypomina dr Wyszyński, wskazując na niewłaściwe podejście polskich władz i instytucji państwowych do samego terminu "repatriant".
W jaki sposób nowa ustawa ma usprawnić warunki powrotu do Ojczyzny Polaków z krajów byłego ZSRS?
Przede wszystkim obowiązek zapewnienia repatriantowi i jego rodzinie mieszkania ma zostać powierzony państwu, a dokładnie Departamentowi Obywatelstwa i Repatriacji MSW. Na znalezienie mieszkania ma mieć dwa lata od wydania przez konsula decyzji o przyrzeczeniu wydania wizy wjazdowej. Rozwiązanie to miałoby zapobiec przypadkom oczekiwania na repatriację 7-10 lat.
Jak podkreśla poseł Górski, repatrianci skarżą się na słabą opiekę konsularną w trakcie przeprowadzki. - Ci, co się przenieśli, często pozostawieni są sami sobie, bez należytej opieki i stosownego wsparcia - wyjaśnia.
Dlatego nowela zakłada przyznanie świadczenia w wysokości 1175 złotych na okres 36 miesięcy, niezależnie od innych źródeł dochodu repatrianta i członków jego rodziny. Zdaniem wnioskodawców, koszty ustawy nie przekroczą 100 mln zł rocznie.
Maciej Walaszczyk

Nasz Dziennik Czwartek, 12 stycznia 2012, Nr 9 (4244)

Autor: au