Dlaczego nie dojechali
Treść
Największa katastrofa na polskich kolejach w ostatnim dwudziestoleciu. 16 ofiar śmiertelnych, 57 osób rannych – to bilans czołowego zderzenia dwóch pociągów pasażerskich w okolicach Szczekocin.
Mariusz Kamieniecki Sobota, godzina 20.57, okolice Szczekocin koło Zawiercia, na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa jednym torem pędzą na siebie dwa pociągi: TLK „Brzechwa” relacji Przemyśl – Warszawa-Wschodnia i Interregio „Jan Matejko” relacji Warszawa-Wschodnia – Kraków Główny. Siła uderzenia miażdży trzy wagony obu składów. Pociągami podróżowało prawie 350 osób. Obok Polaków obywatele Ukrainy, Hiszpanii, Francji i USA. Ponad dwadzieścia godzin po katastrofie prezydent Bronisław Komorowski nie wiedział jeszcze, czy i kiedy ogłosi żałobę narodową. Decyzja zapadła dopiero wczoraj wieczorem. Żałoba potrwa do jutra i będzie obowiązywać w całym kraju. Odcinek magistrali, na którym doszło do zderzenia, był modernizowany w ubiegłym roku. „Jan Matejko”, jak wynika ze wstępnych ustaleń, poruszał się po niewłaściwym torze. Z pozoru miejsce, w którym doszło do tragedii, to prosty odcinek torów. Łącznie oba składy liczyły 11 wagonów, w każdym z nich znajdowało się ok. 30-40 osób. Jak podkreślają pasażerowie, z których część spała, praktycznie nie czuli hamowania. W pewnym momencie nastąpił wstrząs i niesamowity huk, a potem zgasło światło. Ludzie zaczęli się modlić. Ci, którzy doszli do siebie i nie odnieśli żadnych lub większych obrażeń, nawzajem sobie pomagali, wybijali szyby i wyciągali jedni drugich na zewnątrz. W ciągu kilku minut na miejscu pojawiły się pierwsze zastępy ochotniczej i państwowej straży pożarnej, karetki pogotowia i policja. Akcję ratowniczą podjęło 450 strażaków, 150 policjantów, na miejscu było 35 karetek pogotowia ratunkowego. Ratowników wspomagały śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego z Warszawy i Wrocławia. Jak poinformował Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, ciała ofiar przewieziono do Zakładu Medycyny Sądowej w Katowicach, gdzie dzisiaj zostaną przeprowadzone sekcje zwłok. Do wczorajszego popołudnia zidentyfikowano dziewięć ciał, w tym obywatela Stanów Zjednoczonych. Oprócz 16 ofiar śmiertelnych rannych zostało 57 osób, z czego trzy są w ciężkim stanie, dlatego była konieczność wprowadzenia ich w stan śpiączki farmakologicznej. Rannych umieszczono w 15 szpitalach na terenie trzech województw: śląskiego, małopolskiego i świętokrzyskiego. Część z nich ma urazy wielonarządowe w obrębie jamy brzusznej i klatki piersiowej. Są także pacjenci z urazami kręgosłupa, miednicy i głowy. Obrażenia prawie 30 osób lekarze scharakteryzowali jako poważne, kilka z nich przeszło operacje. Większość osób, które trafiły do szpitali, a są przytomne, przeżyło szok. Jak powiedziała „Naszemu Dziennikowi” Małgorzata Woźniak, rzecznik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, wszystkie służby, które znalazły się na miejscu, udzielały pomocy poszkodowanym. – Naszym zdaniem, zdaniem ministra spraw wewnętrznych, akcja ratownicza przebiegała bez zastrzeżeń. Zależało nam, żeby jak najszybciej osoby poszkodowane znalazły się w szpitalach. Najwięcej rannych przebywa w szpitalach w Sosnowcu, Zawierciu i Włoszczowie – wyjaśnia Małgorzata Woźniak. Uważa, że służby dobrze wykonały swoje zadanie. – Szybko zostały podstawione autokary, a osoby ranne szybko znalazły się w szpitalach – dodaje rzecznik. Jednymi z pierwszych, którzy usłyszeli huk zderzenia pociągów i znaleźli się na miejscu katastrofy, byli okoliczni mieszkańcy. I to oni spontanicznie udzielali pomocy zwłaszcza tym, którzy nie odnieśli obrażeń. – Gorąca herbata czy koce dla zziębniętych pasażerów to wszystko, co mogliśmy zrobić w tej sytuacji – mówi jedna z okolicznych mieszkanek. W nocy na miejsce katastrofy przyjechali premier Donald Tusk, minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, szef resortu spraw wewnętrznych Jacek Cichocki i minister transportu Sławomir Nowak. Rannych w szpitalu w Sosnowcu odwiedził wczoraj prezydent Bronisław Komorowski, który pojawił się też na miejscu tragedii. Odpowiadając na pytania dziennikarzy, nie czekając na ocenę Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych, porównał wypadek do katastrof lotniczych, gdzie często przyczyną jest błąd człowieka. Na razie nie wiadomo, czy był to błąd człowieka, czy może zawiodła technika.
O nieferowanie wyroków w zakresie przyczyn czy winnych katastrofy pod Szczekocinami zaapelował Związek Zawodowy Dyżurnych Ruchu PKP. „Jeżeli faktycznie przyczyną katastrofy okaże się tzw. czynnik ludzki, to należy przede wszystkim uczciwie i rzetelnie ocenić, co było powodem błędu człowieka” – czytamy w komunikacie Związku Zawodowego Dyżurnych Ruchu PKP. Okoliczności tragedii ustala Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych. – Postępowanie trwa i za wcześnie mówić o przyczynach katastrofy. Do siedmiu dni ma zostać powołany zespół powypadkowy – zapewnia Tadeusz Ryś, przewodniczący Komisji Badania Wypadków Kolejowych. Komisja ma rok na wyjaśnienie okoliczności tragedii pod Szczekocinami i przedstawienie raportu. Przy oględzinach miejsca tragedii, zabezpieczaniu śladów i dokumentacji przejazdu pociągów oraz zbieraniu dowodów cały czas pracowali też prokuratorzy z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. Ich zadaniem będzie znalezienie przyczyny wypadku, rozpoznanie, czy zawiniła aparatura, czy może był to błąd człowieka. Dyżurni ruchu obsługujący rozjazdy na feralnej trasie zostali poddani badaniom na zawartość alkoholu, jak pokazują wyniki, byli oni trzeźwi. Dopiero wczoraj przed południem na miejsce katastrofy dotarł pociąg techniczny z kolejowej służby ratowniczej i rozpoczęła się akcja rozszczepiania wagonów. Premier Donald Tusk podczas wizyty na miejscu tragedii zapowiedział pomoc rodzinom ofiar. Stwierdził, że w tej sprawie zostaną podjęte decyzje, jakie konkretnie – na razie nie wiadomo. Sporo zamieszania wywołał bałagan informacyjny dotyczący dwóch maszynistów, którzy według prokuratury mieli przeżyć katastrofę. Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie poinformował, że maszyniści żyją. Jeden z nich miał być ranny i przebywać w szpitalu, zaś drugi miał doznać większych obrażeń. To dawało szansę na przesłuchanie i poznanie ewentualnych okoliczności katastrofy. Jednak po godzinie informację tę zdementowano. Również liczba maszynistów – po dwóch z każdego składu, którą początkowo podawano, okazała się niezgodna z faktami. Informację tę musiał sprostować sam minister Sławomir Nowak, który podczas konferencji prasowej przyznał, że lokomotywa PKP Intercity była obsadzona przez dwóch maszynistów, a maszyna Interregio przez jednego. Jak powiedział, dotychczas udało się potwierdzić tożsamość maszynisty Interregio oraz jednego z maszynistów PKP Intercity. Na miejscu katastrofy wieczorem trwały poszukiwania jeszcze jednej osoby, najprawdopodobniej drugiego maszynisty pociągu PKP Intercity. Akcja ratownicza i przeszukiwanie miejsca wypadku powinno zakończyć się dziś około południa. Ruch kolejowy na trasie zostanie przywrócony najwcześniej jutro bądź dopiero w środę po uprzątnięciu śladów katastrofy. Trzy tygodnie temu, 8 lutego, szef Związku Maszynistów Kolejowych Leszek Miętek alarmował w piśmie do ministra transportu o systematycznych zagrożeniach dla bezpieczeństwa ruchu kolejowego, zwracając uwagę na brak standaryzacji procedur i instrukcji, które powinny obejmować wszystkich przewoźników kolejowych na zliberalizowanym rynku kolejowym. Szef resortu Sławomir Nowak nie odpowiedział.
Mariusz Kamieniecki
Mirosław Siemieniec, rzecznik prasowy spółki Polskie Linie Kolejowe SA:
Prowadzimy cały czas działania na miejscu wypadku. Przystąpiliśmy do uporządkowania drogi kolejowej. Jest to robione pod kierunkiem służb ratunkowych, dlatego że ten uszkodzony tabor jest ściągany z miejsca zdarzenia, stopniowo są odsłaniane kolejne miejsca i przeszukują je ratownicy. Następnie włącza się ciężki sprzęt, aż zostanie puste torowisko. Wówczas zostanie oceniona sytuacja, rozpoczęte prace naprawcze, aż do przywrócenia ruchu. Staramy się to robić tak szybko, jak to jest możliwe, przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa.
not. MaK
Nasz Dziennik Poniedziałek, 5 marca 2012, Nr 54 (4289)
Autor: au