Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czy musimy się bać Rosji?

Treść

Blokowanie śledztwa smoleńskiego, ale także ustępliwość Polski wobec Kremla w wielu innych dziedzinach to nie tylko sprawka prorosyjskiego lobby. Wprawdzie nie jest ono małe, w dodatku Rosja chętnie jeszcze korzysta z komunistycznej agentury, tylko że to lobby samo Polski by nie zawojowało. Najważniejszym sojusznikiem Putina w Polsce jest strach. Kremlowski watażka ma opinię, nie tylko u nas, bezwzględnego i nieobliczalnego. To powoduje, że wielu woli mu schodzić z drogi. Trochę tak jak z pijanym żulem, który miota przekleństwa i szuka zaczepki. Wszyscy ustępują mu, by nie uwikłać się w awanturę, w której można zostać nieźle poturbowanym. Efekt takiego zachowania jest taki, że normalni ludzie tłoczą się na krańcach chodnika, a żul zdobywa dla siebie prawie całą ulicę. Faktycznie wystarczyłby opór jednej zdeterminowanej osoby albo solidarna postawa kilku innych, by odzyskać chodnik. Ludzie jednak rzadko w takich sprawach idą po rozum do głowy.

Czy Putin naprawdę jest taki groźny? Nie wierzę w żadną poważniejszą awanturę w środku Europy. Nawet najwierniejsi sojusznicy Putina nie będą podejmowali takiego ryzyka, póki Zachód jest dziesięć razy silniejszy niż Rosja. Celem Putina jest nie tyle podbój, ile odtworzenie i utrzymanie resztek dawnego imperium. Nie może więc angażować się w żadne kosztowne akcje polityczne. Jego kraju po prostu na to nie stać. Rosja jest coraz bardziej dociskana przez ekspansję chińską, a za chwilę będzie musiała radzić sobie z ambicjami rosnącej w siłę Turcji oraz całego świata islamskiego. Obydwa problemy są zbyt poważne, by opłaciło się Rosji „iść na Zachód”. Ustępstwa Polski i innych krajów europejskich wobec Moskwy wynikają po prostu z głupoty i tchórzostwa. Rzadko ktoś, widząc rozpychającego się Putina, chce powiedzieć: sprawdzam. Oczywiście Rosja ma ciągle do dyspozycji mocno rozbudowane służby specjalne i mnóstwo kupionych przyjaciół. To jednak ułatwia bardziej politykę straszenia niż daje realną przewagę. Wojna gruzińska była tego najlepszym dowodem. Putin mógł ryzykować zatarg z niedużą Gruzją, kiedy jednak Polska poparła Tbilisi i kilka innych krajów naszego regionu, musiał się zatrzymać.

Oczywiście Moskwa może próbować oddziaływać na władze poszczególnych krajów – jednych popierać, drugich niszczyć. To jednak jest możliwe tylko wtedy, gdy kraje te nie prowadzą spójnej polityki wobec Kremla. Tak było przed 10 kwietnia 2010 r. Putin wykorzystał polityczny egoizm rządzącej koalicji, by odpowiednio przygotować wizytę Lecha Kaczyńskiego. Gdyby Polacy nie wysyłali jawnych sygnałów, że gotowi są grać z Putinem przeciwko swoim, Moskwa nie podejmowałaby żadnych agresywnych działań. Putin wręcz dostał zaproszenie do niszczenia polskiego prezydenta. Po katastrofie rząd, przerażony efektami swojej gry, wolał chować głowę w piasek, niż ryzykować ujawnienie wcześniejszych posunięć. Putin wygrał więc dwa razy. Trzeci raz już nie wygra. W Polsce rośnie gniew w sprawie tragedii smoleńskiej. Będzie to rzutowało na sytuację polityczną w naszym kraju, ale i na szanse Rosji włączenia się do cywilizowanego świata. To raczej Putin powinien obawiać się Polaków, o ile nie chce zostać balastem dla swojego kraju.

gazetapolska.pl

Autor: au