Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Co naprawdę się stało?

Treść

Wszystko, co przeczuwałem, tylko się potwierdziło. Zdziwiony jestem trochę postawą prokuratorów, szczególnie płk. Ireneusza Szeląga. Sprawiał wrażenie, jakby do tej konferencji w ogóle nie był przygotowany. Nie wierzę bowiem, że mając dwa tygodnie, nie przeanalizował wszystkich dostępnych materiałów, zwłaszcza w sprawie gen. Andrzeja Błasika. Przypuszczam, że gen. Błasik siedział w części pasażerskiej samolotu. Żeby się dostać do kokpitu, musiałby przejść przez większy i mniejszy salon. Trudno nawet sobie wyobrazić, że mógł się tam znaleźć nieproszony. Prokuratura nie ma nawet strzępu dowodu na to, że gen. Andrzej Błasik w ogóle gdziekolwiek się ruszał z tej części pasażerskiej.
Wprawdzie konferencja prokuratury niewiele wyjaśniła, ale ludziom myślącym pokazała, że raport MAK nadaje się na śmietnik. Wiarygodność raportu Millera jest żadna. Skoro się pojawiły nowe okoliczności związane z pracą załogi w kabinie. Skoro przypisano nowe fragmenty drugiemu pilotowi. Z tej perspektywy inaczej wyglądają okoliczności działania załogi w ostatniej fazie lotu. Jeżeli zmieniła się sytuacja w otoczeniu załogi, zmienia się jej ocena w tym konkretnym przypadku i powinno się na nowo rozpocząć ocenę całości zdarzenia. Jeżeli tego się nie zrobi, to będzie oznaczało próby dalszego zamiatania sprawy pod dywan. Do tej pory mówiło się o braku współpracy załogi, jej niedoszkoleniu, o tym, jakoby cicho siedział drugi pilot, nawigator źle odczytywał wskazania, a dobrze odczytywał je gen. Błasik. W ten sposób pokazywano totalne niedoszkolenie naszych pilotów. Jeżeli jednak teraz okazuje się, że każdy robił swoje, a gen. Błasika nie było w kokpicie, to - jeszcze raz podkreślę - zmieniają się ustalenia co do okoliczności działania załogi. Rodzi się więc pytanie: Co w takim razie naprawdę się stało?
W świetle danych przedstawionych przez prokuraturę jeszcze raz należy poddać analizie sytuację w kokpicie, ostatnie kilka minut lotu - i to powinno przynieść pierwsze wnioski. Mamy niezbity dowód na aktywność drugiego pilota, pracę nawigatora, upadła zarazem teoria naciskowa. Pora, żeby w tej kwestii wypowiedziały się również organa wojskowe. Zwłaszcza że przez prawie dwa lata obserwowały, jak czterogwiazdkowy generał był systematycznie opluwany, a pamięć o nim dezawuowana. Pora również na to, żeby ktoś się przyjrzał roli Edmunda Klicha w tym śledztwie. Wyjaśnił, czy jego działania miały faktycznie znamiona akredytowanego, czy akredytowany wyczerpał wszystkie możliwości pracy, czy informował, że ma problemy, czy był tam, gdzie trzeba, czy działał tak jak trzeba, czy sporządzał notatki, protokoły rozmów z Rosjanami, bo przecież powinien je pisać.

not. PCz

Gen. dyw. rez. Krzysztof Załęski, zastępca dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika

Nasz Dziennik Wtorek, 17 stycznia 2012, Nr 13 (4248)

Autor: au